Collegium Cantorum – Made in Częstochowa

asddadasd

4 grudnia w Filharmonii Częstochowskiej zabrzmią afrykańskie rytmy, a to za sprawą koncertu w ramach cyklu „Czwartkowe wieczory z Chórem Filharmonii Częstochowskiej Collegium Cantorum”. Na ten wieczór Janusz Siadlak przygotował koncert „Gorąca Afryka”. Z pomysłodawcami zarówno cyklu, jak i koncertu – Małgorzatą Beatą Siadlak i Januszem Siadlakiem – rozmawiała Ola Mieczyńska.

W grudniu chcecie zafundować częstochowianom Afrykę.

Małgorzata – To prawda. I to bardzo gorącą Afrykę.

Czyżby za zimno było w Częstochowie? Początek listopada zaskoczył wysokimi, jak na tę porę roku, temperaturami.

Małgorzata – To prawda, ale prawdopodobnie już w grudniu dotrą do nas niższe temperatury na zewnątrz, natomiast wewnątrz Filharmonii chcemy stworzyć naprawdę gorącą atmosferę.

Panie Januszu, wymyśliliście na ten sezon artystyczny piękną ideę czwartkowych wieczorów z Chórem Collegium Cantorum. Jakie są wrażenia po pierwszym ze spotkań?

Janusz – Bardzo dobre, zabrzmiała bardzo piękna muzyka, Haydn to krystaliczna postać muzyki, więc myślę, że dobrze zaczęliśmy, będziemy cykl kontynuować, jak już żona wspomniała, w zupełnie innym duchu. Ja tylko jeszcze dopowiem, że ta Afryka wynika z moich prywatnych, bardzo mocnych, głębokich zainteresowań podróżami w ogóle.

Zainteresowań tylko czy podróżowania w ogóle?

Janusz – Zainteresowań najpierw, a potem podróżowania, bo jako dziecko bardzo lubiłem jeździć palcem po mapie i wyobrażać sobie, że będę gdzieś tam, czy że wręcz jestem wówczas tam czy ówdzie…ale to są lata bardzo już odległe…

Coś się udało zrealizować z tych marzeń?

Janusz – Bardzo wiele, rzeczywiście wraz z Chórem zwiedziliśmy niemal całą Europę, ale nie tylko, bo świat jest dużo większy, stąd nasze wizyty w Argentynie, w Urugwaju, W Stanach Zjednoczonych, w Chinach…Z Chórem nie dotarliśmy do Afryki…

Na razie…

Janusz – Na razie, ale spowodowaliśmy, że Afryka dotarła, czy też precyzyjniej mówiąc, dotrze do Częstochowy.

Na wszystko jest sposób, jak się okazuje. Jak to jest z tymi pasjami męża? Podziela je pani?

Małgorzata – Podzielam, współuczestniczę w tych pasjach, jak i w tych podróżach. Tak się złożyło, że jesteśmy ze sobą już ponad 30 lat, nie sposób było nie stworzyć swoistej jedności.

No tak, nie wytrzymalibyście ze sobą różniąc się jakoś dramatycznie…

Małgorzata – Zdecydowanie tak.

A tak, to są wspólne pasje, tymi pasjami nie tylko żyjecie razem, ale dzielicie się też z innymi, dajecie ludziom to, co was cieszy. I z czego czerpiecie chyba przyjemność i energię.

Małgorzata – Ta energia jest niezwykle intensywna. Dlatego chyba odbieramy głosy z zewnątrz, że to, co robimy, jest fascynujące również dla innych osób. I ta nasza energia związana z fascynacją muzyką i koncertowaniem jest dobrze odbierana przez publiczność. To jest dla nas ważne, że ta energia nie zostaje tylko w nas, ale wypływa na zewnątrz i jest bardzo dobrze przyjmowana.

Wraca po prostu jako dobra energia. Chciałabym porozmawiać jeszcze o tych podróżach, wspomniał pan o tym, że podróżujecie koncertując. Wówczas jesteście zajęci pracą, ale rozumiem, że znajdujecie też czas na zwiedzanie?

Janusz – Tak, ale zwiedzanie zawsze jest poszkodowane.

Tak mi się wydawało właśnie. Trzeba się przecież przygotować do występów, są próby, koncerty…

Janusz – Oczywiście, jeżeli jedziemy na koncert to jest to najważniejszy punkt dnia, zwiedzanie jest dodatkiem „przy okazji”. Zawsze jednak staramy się tak logistycznie układać czas naszej pracy, żeby móc zobaczyć najważniejsze zabytki czy ciekawe miejsca w danych miastach.

Wyjeżdżając planuje pan taki czas osobiście?

Janusz – Absolutnie i bezwzględnie. Nic nie może być „na żywioł”. Jeżeli cokolwiek udało się nam zobaczyć, było to wynikiem bardzo dokładnego planowania.

A czy wyjeżdżając na takie trasy z chórem szukacie inspiracji dla waszych prywatnych urlopów – chyba takowe też macie? Oj, pani Małgorzata się uśmiecha i przecząco kiwa głową….

Małgorzata – Nasze urlopowe plany były powiązane głównie z podróżami koncertowymi i na tym to się kończyło. Często dzieci nam wypominały, że nie mamy czasu, żeby z nimi pojechać na wakacje, takie typowe wakacje rodzinne. Czas wakacyjny wypełnialiśmy często wyjazdami właśnie koncertowymi.

I jak się tłumaczycie?

Janusz – No cóż, taka rodzina artystyczna, jak nasza, ma swoje plusy i minusy.

Ma swoje prawa też.

Janusz – Ma swoje prawa, oczywiście. Koncertowanie od kilkudziesięciu lat jest dla nas priorytetowe i tym samym priorytetowe dla rodziny (śmiech).

To tak pół żartem były te docinki?

Janusz – Myślę, że tak. Dzieci doskonale to rozumiały, a dzisiaj też i współuczestniczą w kreowaniu naszych poczynań.

Wróćmy do Afryki, tak jak powiedział pan, nie byliście tam jeszcze z koncertem, ale Afryka pojawi się dzięki Collegium Cantorum w grudniu w Częstochowie, za sprawą spotkania z afrykańskimi rytmami, które przygotowuje Chór Filharmonii Częstochowskiej.

Małgorzata – Tak, będzie bardzo rytmicznie, będą nie tylko dźwięki, ale będą klaskania, podskakiwania, będą odgłosy sawanny, odgłosy Afryki…

Ale zwierzęta znienacka się gdzieś nie pojawią, widzowie nie muszą się obawiać?

Janusz – (śmiech) Tego nie wiemy…

Małgorzata – I tego nie możemy obiecać (śmiech)…

Będzie więc koncert z niespodziankami.

Małgorzata – Zdecydowanie, zwierzątka też jakieś będą (śmiech).

Ale przyjazne?

Małgorzata – Zdecydowanie tak, na pewno nie należy się ich obawiać. Jednak rzeczywiście chcemy stworzyć taki klimat w naszej Filharmonii, który spowoduje, że wszyscy, którzy przybędą na ten koncert poczują się jak w Afryce.

I nikt nie będzie siedział biernie w fotelu.

Małgorzata – Mamy taką nadzieję i dlatego bardzo intensywnie przygotowujemy się do tego koncertu.

Rozumiem, że podłoga w sali koncertowej jest wzmacniana.

Małgorzata – Jest, jest (śmiech). Już w tej chwili zdarza się, że Filharmonia dosyć moc­no drży w posadach, kiedy przeprowadzamy próby.

Kto jeszcze wystąpi podczas tego koncertu? Na pewno zaśpiewa Chór Filharmonii Czę­stochowskiej Collegium Cantorum.

Małgorzata – Tak, zaśpiewa chór, zagrają również muzycy Filharmonii Częstochow­skiej Marcin Serwaciński, Andrzej Michalak i gość specjalny koncertu – Gaspard Conde.

Czyli będzie Afryka prawdziwa?

Janusz – Absolutnie tak. Gaspard Conde to Gwinejczyk, który jest mistrzem w sztuce bębniarskiej. On będzie tą energią najprawdziwszą i najautentyczniejszą.

Nieprzetworzona, tylko wykonana przez człowieka, który jest stamtąd.

Janusz – Tak, będą nie tylko niezwykle energetyczne utwory, ale będą również bardzo piękne kołysanki afrykańskie, opracowane w językach Zulu, Oshiwambo, Nama, Damara, Herero, Setswana…

Będzie śpiewał je chór?

Janusz – Oczywiście, chór śpiewa w oryginalnych językach, tu i ówdzie wzmacniane są w pewnych zwrotkach te utwory językiem angielskim, a to dla pewnej komunikatywności przekazu, natomiast w większości śpiewamy oryginalne wersje.

Zapewne sam rytm, melodia tych utworów wystarczają, nie trzeba rozumieć słów, by poznać przekaz, żeby poczuć tę muzykę i to o czym ona opowiada.

Janusz – Tak, dokładnie.

Ale nikt nie zaśnie przy tych kołysankach?

Janusz – Program jest tak ułożony, że gdyby nawet ktoś chciał, to za chwilę go obudzi gorący rytm.

Piękny wieczór się szykuje, kolorowy pewnie też?

Małgorzata – Bardzo kolorowy, ponieważ przygotowujemy odpowiednie scenografie, odpowiednie stroje, które pozwolą przenieść się publiczności w tamte tereny.

Brzmi kusząco.

Janusz – Warto być, na pewno.

Małgorzata – Chcielibyśmy móc tę energię przekazywać jak największej liczbie osób, bo wtedy współpraca między publicznością a artystami jest większa i dlatego bardzo serdecznie zapraszamy wszystkich częstochowian – i nie tylko – na ten koncert.

Właśnie, skoro można jeździć na koncerty do innych miast, dlaczego nie do nas?

Małgorzata – Mamy takie sygnały już z Warszawy, z Krakowa, dotarliśmy do Fundacji Afrykańskich, które bardzo się zaangażowały w ten koncert i są zachwycone, że to właśnie w Częstochowie zabrzmi Afryka.

Janusz – To jest przede wszystkim polska premiera tych utworów.

Małgorzata – Tak, to jest polska premiera tych utworów i mamy nadzieję, że będzie udana.

Zapraszamy na koncert w takim razie, dziękuję za rozmowę.

Fot. Helena Siadlak