Historia nieskrępowanej wyobraźni – Adam Bałdych na scenie Filharmonii

huberman - sw

XI Festiwal Wiolinistyczny im. Bronisława Hubermana przyciągnął do sal koncertowych tłumy. Jego kolejna odsłona, tym razem w czwartkowy wieczór, pozwoliła melomanom rozsmakować się w połączeniu muzyki klasycznej i rozrywkowej. Od samego początku scena Filharmonii częstochowskiej była areną artystycznych popisów i doznań, na jakie czeka każdy miłośnik muzyki.

Formacja Give Me Sound rozpoczęła mocnym uderzeniem, z każdym kolejnym utworem podkręcając jeszcze bardziej tempo występu. Obok skrzypiec i kontrabasu, na deskach Filharmonii pojawiły się gitara elektryczna, bas i perkusja wypełniając przestrzeń nieoczywistą choć genialną fuzją dźwięków.

O tym niezwykłym połączeniu opowiedział Łukasz Sczendzina, jeden ze skrzypków:

– Wydaje mi się, że stanowi takie ciekawe połączenie, żeby skrzypce czyli instrument typowo klasyczny połączyć na przykład z perkusją. Współgra to ze sobą dobrze, wydaje mi się, że jest to oryginalne, tworzymy coś nowego. Pracuję w częstochowskiej filharmonii, więc na co dzień mam kontakt z klasyką, ale jestem młodym, ciekawym człowiekiem i chcę spróbować wszystkiego. Mieszamy i staramy się robić to, w ramach naszych możliwości, jak najlepiej. Podoba nam się to, chcemy to tworzyć. Chcemy grać w tym zespole. Próbujemy wszystko dograć tak, żeby nie było ani za dużo, ani za mało.

Proporcje wyważone były perfekcyjnie, a muzyka klasyczna odkryła tego dnia swoją rozrywkową odsłonę. Jak twierdzi Piotr Metz, dziennikarz muzyczny i dyrektor muzyczny Programu Trzeciego Polskiego Radia, mniej poważna forma muzyki klasycznej to tak naprawdę powrót do jej korzeni:

– Myślę, że to, że muzyka klasyczna stała się już mniej odporna na przeróżne mariaże z muzyką rozrywkową, czy jazzem, to jest tak naprawdę w dużej mierze powrót do korzeni tej muzyki. Do niedawna jedyną sytuacją, która schodziła z piedestału jeżeli chodzi o klasykę były coroczne promsy brytyjskie, pokazywały, że przy muzyce klasycznej można się bawić, a nawet tańczyć. Gdy popatrzymy z perspektywy choćby czasów Mozarta, Mozart był kimś, kogo w obecnej sytuacji można było nazwać gwiazdą popu czy rocka. Był idolem nastolatek, które piszczały na koncertach, koncerty były niezwykle ekspresyjne i te korzenie muzyki klasycznej w tej chwili wychodzą jakby z ukrycia. Myślę, że to bardziej XX wiek i pewne filharmoniczne tradycje spowodowały, że muzyka stała się zapięta pod szyję z krawatem albo muszką, że reakcja publiczności została mocno stonowana, a sama muzyka stała się dość hermetyczna.

Tego typu imprezy pokazują, że muzyka klasyczna znów staje się bardziej otwarta:

– Teraz muzyka chyba wróciła do swojej uniwersalności z kiedyś. Nie boimy się łączenia gatunków, nie boimy się zaskakujących pomysłów, a najważniejsze w tym wszystkim jest to, żeby trzymać poziom. Żeby dawać upust nie tylko wyobraźni, ale także kreatywności, bo tak jak w każdej dziedzinie sztuki, najważniejsze jest tutaj oddzielenie prawdziwej sztuki od kiczu. Kicz od sztuki odróżnia to, że sztuka działa na wyobraźnię, a kicz nie. To są bardzo proste, czarno-białe podziały. Poza tym jednym podziałem, cała reszta to jest tylko historia nieskrępowanej wyobraźni artystów i to powoduje, że takie spotkania jak te są jak najbardziej na miejscu, a nawet myślę, że mogą posuwać historię muzyki do przodu.

huberman 2 - sw

Na pytanie o młodych ludzi i ich stosunek do muzyki klasycznej, Piotr Metz odpowiedział, że nie zawsze jest to niechęć do tego rodzaju muzyki, czy wyraz młodzieńczego buntu:

– Myślę, że ten obraz nie jest jednowymiarowy. Myślę, że tu jest bardzo dużo różnych subtelności i odcieni szarości po drodze. Gdyby tak było, nie mielibyśmy tłumów młodzieży na festiwalu chopinowskim, gdyby tak było promsy nie cieszyłyby się taką popularnością, gdyby tak było młodzież tak szybko nie wyrastałaby z muzyki popularnej. Myślę, że to jest uproszczenie. Jeśli gdzieś jest zaniedbanie, to być może w edukacji, w mediach, które popularyzują nie to, co trzeba. Wrażliwość młodzieży, a zwłaszcza dzieci jest jak chłonna gąbka, znacznie bardziej otwarta na przeróżne rzeczy. Nie potrafię sobie wyobrazić człowieka od pięciu do siedemdziesięciu pięciu lat, na którym nie zrobiłaby wrażenia grająca w filharmonii orkiestra symfoniczna. Pytanie, jak spowodować żeby ci ludzie tam trafili.

Dowodem na to, że młodość w muzyce istnieje i przejawia się na mistrzowskim poziomie, jest Adam Bałdych, skrzypek będący gwiazdą wieczoru. W towarzystwie Orkiestry Symfonicznej Filharmonii Częstochowskiej pod batutą Adama Klocka przeniósł się wraz z publicznością do innego wymiaru tworząc świat malowany smyczkiem i maestrią. Tuż po koncercie podkreślał niezwykłą relację z częstochowskim zespołem:

– Dobrze się tu czuję, jak u siebie w domu. Teraz z nowym projektem, który współtworzyliśmy z orkiestrą i Adam Klockiem, praca poszła tak szybko, tak dobrze się zrozumieliśmy na polu muzycznym, to jest niebywałe. Bardzo dobrze współpracowało mi się z tą orkiestrą. Bardzo się cieszę. Taki jest zawsze plan, żeby ta muzyka rzeczywiście głęboko trafiła do naszych słuchaczy i pobudziła ich wrażliwość. Zawsze tak jest, kiedy odpalamy zupełnie nowy projekt, wszyscy przeżywają to trochę mocniej niż zwykle i teraz też czuliśmy, że jest to dla nas pewnego rodzaju wyzwanie. Z drugiej strony czuliśmy się też bardzo komfortowo na scenie, chyba nas ta muzyka połączyła. Dźwięki, które popłynęły to dźwięki przyjaźni, która się już zrodziła między nami. Trzeba mieć to w serduchu. Mam nadzieję, że ta muzyka odsłoniła to, co w naszych sercach brzmi, gra i czym chcemy się podzielić. Zawsze najważniejsza jest prawda, która z nas płynie.

Odkrywanie siebie poprzez muzykę, doznawanie emocji nią wywoływanych i poznawanie niezwykłej artystycznej wrażliwości to najpotężniejszy oręż w zarażaniu muzyką młodych ludzi. Jest tego pewien Piotr Metz:

– Między innymi przez takie imprezy jak ta. Być może fani jazzu przyjdą do filharmonii po raz pierwszy. Być może orkiestra symfoniczna zainteresuje ich na tyle w tym jazzowym kontekście, że przyjdą po raz drugi i kolejny. Otwierajmy szeroko drzwi, nie róbmy hermetycznej niszy, tylko starajmy się wpuszczać świeże powietrze, a na pewno rezultat będzie.

Brak słów – taki był rezultat czwartkowego koncertu, a przeżycie to najlepsze tego wieczoru określenie.

Sylwia Wziątek