Kompromitacja! RKS Raków Częstochowa – GKS Tychy 1-8 (0-5)

IMG_20160409_162954843_HDR

To spotkanie miało być hitem rundy wiosennej, meczem o sześć punktów, skończyło się na solidnym łomocie i blamażu. Raków nie potrafił w żaden sposób poradzić sobie z lepiej dysponowanym dziś rywalem i skończyło się to wynikiem, o którym nie marzyli nawet najwierniejsi kibice gości.

Całe widowisko zostało zniszczone już w pierwszych minutach. Od samego początku przeważali tyszanie i widać było, że to tylko kwestia czasu kiedy otworzą wynik. Niestety nie musieliśmy na to długo czekać. W ósmej minucie Mateusz Bukowiec, który przytomnie odnalazł się w polu karnym, ze stoickim spokojem pokonał Mateusza Kosa, który dosyć niespodziewanie pojawił się dzisiaj w bramce w miejsce Macieja Mielcarza. Po kwadransie gry było już 2-0, niefortunnie po ostrym dośrodkowaniu gości , z lewego skrzydła, interweniował nasz kapitan Adrian Klepczyński wbijając piłkę do własnej bramki. Chwilę później, po nierozsądnym faulu Łukasza Góry, do piłki stojącej na jedenastym podszedł Łukasz Grzeszczyk i bez problemu podwyższył wynik swojego zespołu. Piłkarzom GKS-u ciągle było mało, a ich fantastyczna gra pozwalała na organizowanie coraz to niebezpieczniejszych ataków. W 25 minucie po dwóch kolejnych bramkach, strzelonych przez Marcina Radzewicza i Adama Varadiego, było już 5-0. Pierwsi kibicie zaczęli opuszczać trybuny, a gra Rakowa nie poprawiała się. Najlepszą okazję do zdobycia gola dla częstochowian, miał w pierwszej połowie Wojciech Okińczyc, ale popisał się wybitną wręcz nieskutecznością, kiedy to w sytuacji sam na sam z bramką z dwóch metrów nie trafił w piłkę.

Wszyscy zgromadzeni przy Limanowskiego, przed drugą połową mieli nadzieje, że Raków pomimo tego, że zwycięstwo nie jest już osiągalne, chociaż spróbuje poprawić niekorzystny rezultat. Jednak niestety obraz gry nie zmienił się. Już w 54 minucie, po dośrodkowaniu z prawej strony, piłkę przyjął zupełnie nie pilnowany Maciej Mańka i nie pozostało mu nic innego, niż pewnie skierować futbolówkę do siatki. Mateusz Kos przy tej, jak i w zasadzie przy wszystkich sytuacjach, nie miał za wiele do powiedzenia. Deszcz zaczynał padać coraz mocniej, padały też kolejne bramki dla tyszan. Odpowiednio w 60 i 70 minucie gole strzelili Stefan Hirskyi i Varadi. W obronie czerwono-niebieskich nikt dzisiaj nie robił pozytywnego wrażenia, ale negatywnie wyróżniał się Adam Mesjasz, który dostał dzisiaj pierwszy raz szansę gry w podstawowej jedenastce. Swój występ uratował już w samej końcówce spotkania. Po ósmej straconej bramce częstochowianom, w końcu udało się chociaż minimalnie uratować honor. I właśnie wspomniany Adam Mesjasz w pierwszej minucie doliczonego czasu, po zamieszaniu przed bramką gości, z najbliższej odległości wpakował piłkę do pustej bramki.

Raków miał szansę dzisiaj odskoczyć od tyszan aż na dziewięć punktów i ustabilizować swoją pozycję w tabeli. Stało się zupełnie odwrotnie, w okolicach strefy awansu robi się teraz bardzo gęsto. Częstochowianie muszą, więc wziąć się w garść i nie dopuszczać więcej do takich wpadek.

RKS Raków – GKS Tychy 1:8 (0:5)

Bramki:
0:1 – Mateusz Bukowiec 8′
0:2 – Adrian Klepczyński (sam.) 14′
0:3 – Łukasz Grzeszczyk (k.) 16′
0:4 – Marcin Radzewicz 21′
0:5 – Adam Varadi 25′
0:6 – Maciej Mańka 54′
0:7 – Stefan Hirskyi 60′
0:8 – Adam Varadi 70′
1:8 – Adam Mesjasz 90+1′

Kartki:
18′ – Radler
39′ – Klepczyński
53′ – Mesjasz
70′ – Varadi

RKS Raków: Kos – Góra, Klepczyński, Radler, Mesjasz, Figiel (67′ Heferica), Carlinhos (58′ Bissi), Bronisławski, Malinowski, Okińczyc (58′ Pawlusiński), Kamiński

GKS Tychy: Florek – Grzybek, Tanżyna, Gancarczyk, Mańka, Mączyński (75′ Rutkowski), Hirkyi (73′ Szumilas), Bukowiec (62′ Zganiacz), Grzeszczyk, Radzewicz, Varadi (71′ Pląskowski)

Krzysztof Kolanus