Krzysztofa Majchrzaka fascynacje muzyką

Ola_Krzysztof_fot_Marcin

W listopadzie Częstochowę odwiedził pochodzący z Częstochowy muzyk i kompozytor, Krzysztof Majchrzak. 7 listopada w Ośrodku Promocji Kultury dał koncert w ramach tournée tria Magic Hands w Polsce. Projekt Magic Hands tworzą: G. Calvin Weston (perkusja), Krzysztof Majchrzak (gitara basowa) oraz Henryk Gembalski (skrzyp­ce). Z Krzysztofem Majchrzakiem, już po koncertach w Polsce, rozmawiała Aleksandra Mieczyńska.

Krzysztofie, koncerty w ramach listopado­wego tournée Magic Hands po Polsce już za Tobą. Jak było tym razem?

– Było fantastycznie, nawet bardziej niż się spodziewaliśmy.

Mówisz o częstochowskim koncercie czy o wszystkich?

– Mówię o koncertach w ogóle, wszystkie koncerty były świetne, to może nieskromnie zabrzmi, ale taka jest prawda…

Byłam na tym częstochowskim i potwier­dzam, był świetny…

– Częstochowski był doskonały, myślę, że spo­wodowała to wyjątkowa atmosfera …

Jesteś z tego miasta.

– Jestem z tego miasta, dla mnie zawsze każdy koncert tutaj emocjonalnie jest wyjątkowy.

Ten koncert został też doskonale przyjęty przez publiczność.

– Tak, to prawda. Zresztą jestem bardzo wraż­liwy na odbiór publiczności i na tę energię, którą od niej otrzymujemy.

Czyli to działa w dwie strony? Publiczność reaguje, a wy oddajecie w dwójnasób?

– Tak, publiczność reaguje, a my dajemy wię­cej, zresztą to jest zasada, która chyba w ogóle obowiązuje w życiu..nie tylko w muzyce tak jest. W ogóle sala Ośrodka Promocji Kultury jest bardzo dobra.

Sala wytrzymała ten koncert, chociaż G. Ca­lvin Weston, perkusista Magic Hands, ma w sobie wiele energii.

– Tak, uprzedzałem Tadeusza Piersiaka, dy­rektora OPK, któremu jeszcze raz dziękuję za zaproszenie, że będzie miał w tej sali kogoś, kto może ją roznieść (śmiech)…Tadeusz przyjął to bardzo spokojnie.

Stoicie z przodu, musicie robić dobre wraże­nie.

– Tak, Henryk ze skrzypcami…

Pan doktor Henryk Gembalski…

– Tak, doktor skrzypiec (uśmiech).

To zobowiązuje…

– Tak, to zobowiązuje (śmiech). Faktem jest, że są to trzy osobowości, które świetnie się uzu­pełniają, tak naprawdę jesteśmy bardzo różni.

Tworzycie spójne trio Magic Hands.

– I dlatego jest ono magiczne, że każdy daje swoją osobowość, swoją energię.

Jak to się stało, że się spotkaliście muzycznie razem? Piszą o Was media na całym świecie w samych superlatywach, nie bez powodu.

– Miło mi. Nie ukrywam, że każde miłe słowo po koncercie dodaje energii i chęci kontynu­owania tego, co robimy. Nasza muzyka nie jest łatwa. To, co robimy, jest skomplikowane mu­zycznie, zbudowane na bazie muzyki harmo­lodycznej, pomysłu Ornette Colemana, której współtwórcą jest Calvin Weston. Calvin był dla mnie ikoną jazzu, kiedy zaczynałem grać, a dziś gramy razem…

Spełnienie marzeń?

– Dokładnie tak jest.

Dużo takich marzeń Ci się spełniło w życiu?

– Marzenia to jest coś, co bardzo często się nie spełnia. Ale ja jestem tak uparty i jeżeli o czymś marzę, to…

To już się robi z tego plan, postanowienie i kroczkami małymi albo większymi dążysz do celu.

– Często te kroki może są niezrozumiałe… Mia­łem taki moment, że się odsunąłem od sceny. Uznałem w pewnym momencie, że czegoś mi

nowić się w jakim kierunku chcę pracować nad własną koncepcją, która jest połączeniem muzyki harmolodycznej z pracą Słonimskiego. To, co robimy w Magic Hands, opiera się na skali chromatycznej, z której wybieramy set sześciodźwiękowy, pięciodźwiękowy, i inne…

To jest baza…

– To jest baza. To była koncepcja, nad którą pracowałem przez jakiś czas. Później pojawi­ła się chęć eksperymentowania i z Henrykiem postanowiliśmy, że trzeba zrobić coś nowego… I wówczas pojawił się Calvin, to było niesa­mowite spotkanie, skontaktowaliśmy się przez facebook. Znałem Calvina, grał z całą czołów­ką światową (Ornette Coleman, John Lurie, James „Blood” Ulmer, John Zorn… lista jest bardzo długa…). Calvin mieszka w Filadelfii. Nie dotarłem wówczas do niego, z różnych względów, więc on przyjechał do Paryża z for­macją Free Form Funky. Puściłem Calvinowi płytę Ethnic, nagraną z Michałem i z Hen­rykiem. Najpierw zapytał się, co to jest, opo­wiedziałem o projekcie, dodając, że niestety, perkusista nie żyje. I wtedy Calvin powiedział, że chce dołączyć. Miesiąc później załatwiłem studio. Calvin przyleciał w niedzielę, a w po­niedziałek weszliśmy do studia i o 17.00 grali­śmy pierwsze dźwięki płyty MAGIC HANDS.

Bardzo konkretna znajomość…

– A tak, tak, to po amerykańsku (śmiech)…Wie­le przykładów bierzemy z Ameryki, ale może nie zawszę tę ich skuteczność, pragmatyzm…

Może nie te bierzemy, które trzeba. Właści­wie po co słowa, po co czekanie?

– Tak, Calvin nie chciał czekać. Taką ma de­wizę, że każdy koncert może być naszym ostatnim. Nie ma znaczenia, czy jest to mały koncert czy duży koncert…Każdy jest najważ­niejszy. W tym roku mieliśmy trzy trasy, za­graliśmy w Czechach, we Francji i w Polsce.

Urodziłeś się w Częstochowie, tutaj dorasta­łeś, później wyjechałeś i mieszkasz zupełnie gdzie indziej. Przypomnij krótko ten często­chowski wątek.

– Krótko się nie da, ale od początku…Bardzo późno zacząłem grać i zachęcam wszystkich tych, którzy mając około 20 lat jeszcze nie wiedzą, co z życiem zrobić, a mają ochotę grać, żeby się nie zastanawiali.

I żeby nie słuchali tych, którzy mówią, że to już za późno…

– Absolutnie nie. Jestem najlepszym przy­kładem, że można. Zacząłem mając 21 lat. Plany były inne, studia prawnicze może, ale dowiedziałem się, że jest wolne miejsce w szkole muzycznej, okazało się, że trochę sły­szę i przyjęto mnie. Wtedy poznałem Janusza Iwańskiego i razem pracowaliśmy od 8 rano do 20. Mieszkaliśmy praktycznie w szkole. Poznaliśmy jeszcze jednego takiego wariata, jak my, świętej pamięci Czesia Łęka. Razem ćwiczyliśmy bez ustanku. Po trzech latach powstał Tie Break.

Przychodzi taki moment, że wyjeżdżasz z Pol­ski…

– 1988 rok.

I zostajesz we Francji, jak się tam żyje?

– Nie ukrywam, ze Francja jest krajem wspa­niałym. I im dłużej jestem we Francji, tym bar­dziej to odkrywam.

Ale wracasz tutaj czasami…

– Tak, ja nawet nie mogę powiedzieć, że jestem podzielony, bo jestem i tu i tu. Przez długie lata nie mogłem się zdecydować, czy napraw­dę chcę być we Francji. Moja córka Paulina, która się urodziła we Francji, mówi po polsku równie dobrze, jakby się tutaj urodziła, bardzo na to zwracałem uwagę, żeby wiedziała skąd jest…A ja we Francji czuję się fantastycznie.

Wyjechałeś, zostałeś, tam żyjesz… Jakie są Twoje plany muzyczne?

– Jest kilka projektów. Okazuje się, że młodość różnie przychodzi, u mnie chyba ta druga młodość w tej chwili…(uśmiech), ta prawdzi­wa.

Jest i niech będzie.

– Tak, niech będzie. Półtora roku temu, kiedy z Calvinem postanowiliśmy stworzyć Magic Hands, przypomniałem sobie, że 7 lat wcze­śniej miałem bardzo dobry projekt solowy, z którym wystąpiłem w Częstochowie w 2007 roku, zaraz po tym koncercie nagrałem płytę we Francji, ale trochę to zostawiłem, bo uzna­łem, że nikogo to nie będzie interesowało.

Mówimy o solowej płycie.

– Tak, o solowej płycie. I przypadkowo, czy mniej przypadkowo, umieściłem kilka utwo­rów w internecie i miałem tak fantastyczne echo, że prawdopodobnie wrócę też do grania solowego, także i tę płytę wydam. To miało być już we wrześniu, ale zdarzyły się przy­gotowania do trasy i przygotowania do płyty Magic Hands, ponieważ wyszła propozycja z wydawnictwa ForTune, które koniecznie chciało zakupić materiał z koncertu live…Ta płyta zostanie wydana, wiosną będzie trasa w Polsce w związku jej wydaniem, więc ta moja płyta solo jeszcze nie wyszła. Mam dwa projekty solo. Drugim jest projekt, który za­prezentowałem w ubiegłym roku w Paryżu, oparty na kompozycjach Lutosławskiego, któ­rego robię transkrypcje na bas. Mam ochotę kontynuować ten projekt, ale to wymaga czasu, muszę zrobić transkrypcje, przełożyć to na język basu i jeszcze się potem nauczyć tego grać (śmiech).

O to się nie martwię, słyszałam Cię podczas koncertu, grasz niesamowicie.

– Jest jeszcze jeden projekt z Calvinem rów­nież, poza Magic Hands. Jestem zaproszony do projektu Calvina, The Weston Xperience, z Harrym Triendlem, muzykiem z Austrii, który gra na Stick Chapman (to jest takie połączenie gitary z basem, a gra się metodą tappingu). I jest jeszcze bardzo ważny projekt „Ekstasis Trio”, z Calvinem i z niesamowitym pianistą nowojorskim Petem Drunglem. Jest to pianista, który grał między innymi z Ornet­te Colmanem, The Kronos Quartet, Ronaldem „Shannon” Jacksonem, Yoko Ono. Poza tym chciałbym jeszcze z Henrykiem Gembalskim i Tomem Bergeronem wrócić do Labiryntu… Rok 2015 zapowiada się bardzo bogato…

To już wiem czego Ci życzyć, a mianowicie, żeby się to wszystko poukładało.