Piotr Mrozek: – Przed nami wciąż ogrom pracy

Piotr Mrozek FIAT

W Skrze Częstochowa chyba nikt już nie pamięta o początkowych niepowodzeniach sezonu. Ostatnie sześć meczów drużyny z Loretańskiej to cztery wygrane i dwa remisy. Niemała w tym zasługa trenera Piotra Mrozka, który po poprzednim sezonie zastąpił na tym stanowisku Jana Wosia. O dalszej wizji klubu, szansach awansu i Częstochowie rozmawiamy ze szkoleniowcem przed meczem z nowym liderem tabeli, Odrą Opole (sobota, 08.11, godz. 15.30).

W ostatniej kolejce Skra pokonała na wyjeździe lidera z Bytomia. Dla pana zwycięstwo nad Polonią ma chyba wyjątkowy smak również ze względu na pracę w przeszłości w tym klubie?
– Przed nami jeszcze mnóstwo meczów i ja bym jakoś specjalnie nie przeceniał akurat tej wygranej. Pewnie, że ona fajnie smakuje, bo pokonaliśmy lidera, który przegrał dopiero drugi mecz w sezonie. Jednak przed nami naprawdę jeszcze sporo pracy.

Odpowiada pan kurtuazyjnie, ale wygrana nad byłym pracodawcą przeważnie cieszy podwójnie.
– Ja nie pracowałem tam aż tak długo, żeby odczuwać jakiś wielki sentyment do Polonii. Oczywiście, że pozostała sympatia, choćby do Jurka Szpernalowskiego, prezesów, czy innych osób, ale generalnie był to dla mnie taki sam mecz, jak każdy inny. Pojechaliśmy się dobrze zaprezentować, udało się wygrać i to cieszy, ale nie był to jakiś wybitny mecz w naszym wykonaniu.

To może Polonia była tego dnia wyjątkowo słaba?
– Ja nie będę oceniał gry przeciwnika, bo to nie moja rola, wolę skupić się na Skrze. Popełniliśmy sporo błędów w grze ofensywnej, byliśmy za mało ruchliwi i kreatywni, to spowodowało zepchnięcie nas do defensywy. Zdecydowanie lepiej wyglądała nasza formacja obronna, choć i tam pojawiły się pojedyncze błędy. Szczęśliwie udało się dowieźć 2:1 do końca.

Panie trenerze, kiedy rozmawialiśmy przed sezonem, pan jak ognia nie chciał deklarować celu zespołu. O awansie nie było co dywagować, ale po 17 kolejach, niemalże na półmetku sezonu ta szansa awansu jest i to całkiem realna.
– Może odpowiem w ten sposób – my musimy pracować przede wszystkim nad organizacją klubu, organizacją gry zespołu, przed nami jest jeszcze naprawdę dużo pracy i nie jest to asekuranctwo. Daleka droga jeszcze do tego, abyśmy realnie mogli myśleć o awansie. Oczywiście jeśli sportowo pojawi się taka szansa to będziemy chcieli ją wykorzystać. Staramy się na to wszystko patrzeć chłodno i na spokojnie podchodzimy do każdego przeciwnika.

Rozgrywki tak się poukładały, że Skra ostatnio gra tylko z liderami – w sobotę na Loretańską przyjeżdża aktualnie pierwsza drużyna w III lidze opolsko-śląskiej, Odra Opole. Jakiego spotkania się pan spodziewa?
– Odry Opole chyba nikomu nie trzeba specjalnie przedstawiać, to jest konkretna firma z tradycją i historią. Gra tam kilku zawodników z przeszłością ekstraklasową. Drużyna została przemeblowana w ostatnim okienku transferowym. Mają trenera, który nie ukrywa swoich wysokich aspiracji. To jest bardzo dobra drużyna, zresztą nieprzypadkowo jest na pierwszym miejscu w tabeli. Czeka nas na pewno ciężkie spotkanie, ale wyjdziemy na boisko bez jakiegoś większego strachu. Celem na pewno będzie zwycięstwo, a jak się mecz ułoży dowiemy się w sobotę.

Ostatnie trzy mecze w tym roku Skra rozegra na wyjazdach. Jak pan ocenia takie ułożenie kalendarza?
– Nie staram się tego specjalnie analizować. Tak naprawdę każde boisko jest takie samo, wszędzie można wygrać i przegrać. Większej wagi nie przywiązuje też do tego, czy jest to sztuczna czy naturalna trawa. Wszędzie staramy się grać jak najlepiej.

Ostatnio Skra przegrała dość dawno – 20 września w Jastrzębiu. W sześciu ostatnich meczach nie daliście się zaskoczyć rywalom. Czy w grze swojej drużyny widzi pan jeszcze elementy, które należałoby poprawić?
– Do poprawienia jest naprawdę sporo, ale nie chcę o tym mówić za dużo, żeby przeciwnikom nie ułatwiać zadania. Tak jak mówiłem już na początku, przed Skrą jeszcze naprawdę dużo pracy i na pewno nie popadamy w hurraoptymizm. Na treningach wykonujemy naprawdę sporo pracy, ćwiczymy różne ustawienia i na pewno to pomaga później w czasie meczów.

Skra to właściwie jedyny zespół w Częstochowie, o którym w ostatnim czasie można powiedzieć, że idzie do przodu. Z tej ogólnej mizerii mogą się brać nadzieje kibiców.
– Ja bym tak do końca nie powiedział. Raków jest ligę wyżej, a co za tym idzie ma silniejszych przeciwników. My musimy patrzeć przede wszystkim na siebie, rozwijać się jako klub i jako zespół. Jeżeli na wiosnę będziemy na podobnym miejscu w ligowej tabeli co teraz, będzie można myśleć o jakimś celu i ewentualnej walce o awans. Te ostatnie cztery mecze jesienne sporo nam powiedzą. Zobaczymy wtedy jakie będzie nasze położenie, odbędziemy rozmowy z prezesami, którzy nakreślą nam priorytety na rundę wiosenną.

Zdążył się pan już zadomowić w Częstochowie? Ma pan jakieś ulubione miejsca?
– Do tej pory jedyną sferą zadomowienia był zakup pizzy przez telefon. Pochodzić spokojnie po mieście nie miałem jeszcze czasu. Oprócz pracy w Skrze, mam jeszcze swoją pracę zawodową, która jest pewnego rodzaju uzupełnieniem, stąd cierpię na permanentny brak czasu. Staram się maksymalnie skupiać na pracy, na tym aby ten zespół się rozwijał, na towarzyskie rzeczy może przyjdzie czas po zakończeniu rundy, a może dopiero po całym sezonie. Chciałbym móc wtedy powiedzieć z czystym sumieniem, że wykonaliśmy dobrą robotę.

Rozmawiał Mariusz Rajek