Tańce, hulanki, swawole – piknik pod Jasną Górą

DSCF8778

XVIII-wieczne mieszczki i mieszczanie oraz ówcześni żołnierze zachęcali w sobotę (23.05) spacerowiczów do wspólnego pikniku w Parku Staszica. Nieopodal podjasnogórskiej Altany można było zamienić kilka słów z żołnierzami po służbie lub posłuchać gazet sprzed wieków. Rozrywki wbrew pozorom łatwo się nie zmieniają. – Klasy niższe bardzo rzadko miały czas wolny, przy okazji święta, wtedy zasiadano przy jednym stole bądź na kawałku materiału, tak jak teraz, i po prostu pożywiano się, pito alkohol, grano w gry. Szachy, karty. Takimi rzeczami zabawiano się bardzo, bardzo od święta. A państwo tak: polowania, kolacje, karty wieczorem, teatr, chociaż się wtedy bardzo mocno rozwijała opera włoska. Tak biegło życie – mówi Agnieszka Terpiłowska z Arsenału – stowarzyszenia regimentów i pułków polskich 1717-1831. Nasi przodkowie bynajmniej nie narzekali na nudę. – Ci ludzie o wiele krócej żyli. Kto dożył pięćdziesiątki, był już bardzo starym człowiek – dodaje Agnieszka Terpiłowska. – Wtedy tak naprawdę bardzo szybko upływało życie.

Nie żałowano natomiast czasu na zdobywanie informacji. – Czytamy m.in. wypisy z „Gazety Warszawskiej”, ukazującej się od roku 1774. Rozmaite doniesienia dotyczące poszukiwań np. zbiegłych osób bądź osób, które okradły swoich panów i uciekły, bądź też doniesienia polityczne. Po prostu gazeta, która starała się objąć to wszystko, czym żyła ówczesna Rzeczpospolita – podsumowuje Angela Sołtys, uczestniczka pikniku i sympatyczka Garnizonu Fortecy Częstochowskiej.

– Mamy to, co na pikniku być powinno. Ciasto, ciasteczka, drobne wędliny, trochę chlebka, dobra nalewka, bezalkoholowa oczywiście, owoce – wymienia Alicja Byrska, częstochowska mieszczka. W II XVIII-wiecznego pikniku w Parku Jasnogórskim nie przeszkodził nawet co pewien czas powracający deszcz. Ale ówcześni ludzie też musieli sobie radzić z pogodą. – Myślę, że się nie przejmowali. Dobrze okrywali się płaszczem z wełny i robili swoje – Alicja Byrska rozjaśnia wątpliwości.

W XVIII w. służba wojskowa nie była tak łatwa, jak dzisiaj. Co prawda żołnierz mógł, jeśli nie był wyznaczony do służby wartowniczej, swobodnie chodzić po mieście, a nawet nająć się do innej pracy. Oczywiście już w cywilnym stroju, bo mogłoby to zhańbić mundur, tzw. barwę. Ale prócz przywilejów, były obowiązki. – Żołnierz na noc musiał wracać do swojej kwatery tudzież gospody, co było skrzętnie sprawdzane – mówi Tomasz Karpiński, żołnierz garnizonowy, który do Częstochowy przybył aż z Poznania. Kandydatom do służby nie stawiano dużych wymagań. – Przyjmowano każdego. Chętnych było niewielu. Służba w wojsku związana była jednak z dyscypliną, z częstymi paradami. Żołnierz musiał się nauczyć np. 51 handgryfów, czyli chwytów broni. Co niedzielę były tzw. kirchparade, czyli musztra przed Mszą św. Wynagrodzenie, tj. żołd żołnierza, też nie był specjalnie wysoki – argumentuje Tomasz Karpiński.

Szczęśliwie widzowie coraz rzadziej mylą już XVIII-wiecznych polskich obrońców z żołnierzami innych państw. – Przede wszystkim zmorą rekonstruktorów XVIII w. jest mylenie nas z Napoleonem. Nawet nie z żołnierzami napoleońskimi, tylko z samym Napoleonem, co jest jeszcze dziwniejsze – mówi Grzegorz Szymborski, który przyjechał z Warszawy. – Sporo osób myli nas także z piratami albo wojskami angielskimi z uwagi na czerwony kolor kurtek.

Grzegorz Szymborski wyjaśnił jednak, że zdarzało mu się przechadzać się po obecnej stolicy w stroju historycznym i nie wzbudzało to wielkich kontrowersji. Organizatorem II XVIII-wiecznego pikniku w Parku Jasnogórskim był Garnizon Fortecy Częstochowskiej, stowarzyszenie zajmujące się rekonstrukcjami historycznymi i edukacją. Garnizon, który jest na prostej drodze, by stać się symbolem naszego miasta.

Tekst i foto. Krzysztof Rygalik