16 stycznia Armia Czerwona wkroczyła do Częstochowy – czy aby na pewno, by ją wyzwolić?

Sowiecki front podczas II wojny światowej nieoczekiwanie zatrzymał się latem 1944 roku na wschodnim brzegu Wisły, pozwalając Niemcom na stłumienie Powstania Warszawskiego i przegrupowanie oddziałów. Armia Czerwona wznowiła ofensywę dopiero 12 stycznia 1945 roku, zajmując cztery dni później m.in. Częstochowę i Radomsko.

Walki w rejonie Częstochowy rozpoczęły się jeszcze 15 stycznia. Armia Czerwona natknęła się wówczas na małą kontrofensywę wojsk niemieckich pod Pilicą w powiecie zawierciańskim. Następnego dnia o świcie sowieci zdobyli miejscowość, po czym ruszyli dalej w kierunku Częstochowy. Po drodze zajęli Świętą Annę, gdzie zostali zaatakowani przez Niemców z powietrza oraz Mstów, gdzie napotkali niemieckie stanowisko ogniowe. W godzinach popołudniowych pierwsze radzieckie czołgi wjechały do Częstochowy m.in. przez ul. Warszawską, zajmując następnie dzisiejszy Plac Daszyńskiego. O walkach obu okupantów opowiada Mariusz Grzyb z Muzeum Częstochowskiego:

Źródło fot.: Muzeum Częstochowskie

Niemiecka strategia przewidywała ewakuację za Odrę i przygotowanie obrony już na terenie Rzeszy. Radziecki pościg był możliwy w zasadzie tylko dlatego, że w walkach uczestniczyły wyłącznie jednostki spowalniające czerwonoarmistów oraz te, które nie zdążyły się ewakuować. Taką jednostką była załoga czołgu „Tygrys”, którego wrak stał na dzisiejszych „Kwadratach”. Ciekawostką jest też to, że w momencie wjechania radzieckich czołgów do miasta, na dworcu Stradom stał niemiecki pociąg z kilkoma czołgami typu „Pantera”, które mogłyby narobić dużo spustoszenia w mieście oraz w szeregach sowieckich. Jednak na Stradomiu nie było rampy, po której pantery mogłyby zjechać. Ich załogi wprawdzie strzelały z dział, ale ograniczone możliwości manewrowe doprowadziły do szybkiego unieszkodliwienia maszyn. Tym nie mniej, sowieci stracili w Częstochowie 8 czołgów. Walki opóźniające toczyły się zarówno w Alejach, na ul. Ogrodowej oraz w rejonie Placu Biegańskiego:

Po opuszczeniu Częstochowy przez Niemców, sowieci zrobili z miasta zaplecze dla operacji zajęcia Wrocławia. Były tu magazyny, warsztaty, a w podczęstochowskich Rudnikach stacjonowały radzieckie lekkie bombowce. Częstochowa pełniła też funkcję miasta szpitalnego, stąd na okolicznych cmentarzach jest tak wiele sowieckich mogił – są to w większości zmarli wskutek ran, odniesionych w oblężeniu Wrocławia. Z pamiętników m.in. żołnierzy Armii Krajowej można natomiast wyczytać, że wśród Niemców zdarzali się ludzie. Wśród sowietów – nie. „Wyzwalanie” Polski przez Armię Czerwoną wiązało się z falą gwałtów, morderstw oraz grabieży wszystkiego, co dało się ukraść. „Wyzwoliciele” nosili po kilka zegarków na rękach i nogach, wyrywali ze ścian krany i umywalki, zabierali meble i zastawę kuchenną, w biały dzień okradali ludzi z ubrań na środku ulicy, a szczególnym zainteresowaniem otaczali wszystko, co wyglądem przypominało złoto – np. mosiężne klamki. Raporty o bestialstwie sowieckich żołnierzy w Częstochowie notowane były jeszcze w czerwcu 1945 roku. Nawet Milicja Obywatelska pisała w swoich meldunkach, że bała się wychodzić po zmierzchu na ulice miasta. Przemarsz Armii Czerwonej trudno zatem nazywać wyzwoleniem, podobnie jak późniejszą okupację wolnością.