Ania Golędzinowska – „Z ciemności do światła”

 

 

ania-goledzinowska-web-720x405

Ania Golędzinowska jest byłą włoska modelką i gwiazdą telewizyjną. Jej droga do sławy była prawdziwym piekłem, sława okazała się nie lepsza. Dziś dla Ani jedyna prawdziwą wartością jest Bóg. Ania Golędzinowska odwiedziła Częstochowę w ramach promocji książki „Z ciemności do światła”. Spotkania autorskie są tak naprawdę pretekstem do rozmów ważnych, o wartościach i priorytetach życiowych. Z Anią Golędzinowską rozmawiała Aleksandra Mieczyńska.

Pisząc i wydając swoje książki chcesz mówić o tym, co było i jest dla ciebie prywatnie ważne, ale o czym wiesz, że może być ważne dla innych.
– Muszę powiedzieć, że piszę tylko dlatego, że nie umiem dobrze mówić (uśmiech). Jak przelewam wszystko na papier, to lepiej mi to wychodzi. Książka „Z ciemności do światła” nie była w ogóle w planach, ale po „Ocalonej z piekła” wiele osób się pytało: i co dalej? I musiałam to wszystko złożyć razem i opowiedzieć o tym, co jest owocem mojej zmiany, czyli inicjatywa „Czystych serc”.
Zanim opowiesz o najnowszej książce, powiedz kila słów o sobie, o tym, co cię doprowadziło do miejsca, w którym jesteś.
– Wyszłam od wielkiej biedy w Polsce, tata był alkoholikiem. Kiedy umarł, moja mama przyprowadzała do domu różnych mężczyzn, ja zaczęłam jej nienawidzić, a będąc trzynastolatką postanowiłam się zabić, wzięłam proszki, wylądowałam w szpitalu. Jako szesnastolatka postanowiłam wyjechać z Polski, poznałam osoby, które mi obiecały pracę modelki w Mediolanie. Wyjechałam, ale nie dojechałam do Mediolanu, tylko do jakiegoś lokalu trzeciej kategorii, gdzie mnie zamknęli, zabrali dokumenty, chcieli, żebym pracowała jako prostytutka. W końcu udało mi się stamtąd uciec, dojechałam do Mediolanu, gdzie zaczęłam pracować rzeczywiście w modzie, w telewizji przede wszystkim, i tam doszłam naprawdę do dużych pieniędzy, do osób bardzo ważnych, pokazywałam się w gazetach, cały czas pracując aż do momentu, kiedy ktoś mi powiedział: pojedź ze mną do Medjugorie. Ja nawet nie bardzo wiedziałam co to jest, poza tym, że tam podobno ludzie zmieniają swoje życie. Nie wierzyłam w to tak bardzo, ale zgodziłam się. I pojechałam, a potem zostawiłam wszystko, by zamieszkać z siostra-mi zakonnymi przez trzy lata, zostawiając wszystko i żyjąc z Opatrzności.
Można tak żyć współcześnie?
– W świecie „normalnym” jest bardzo trudno tak żyć, choćby dlatego, że trzeba zapłacić rachunki. Świat cię zmusza do pewnego schematu życia, ale chciałabym wszystkim powiedzieć, że jeżeli macie taką możliwość, żeby wyjechać na jakiś czas, przynajmniej na miesiąc, do jakiegoś klasztoru, żeby się wyciszyć, żeby nie musieć myśleć o problemach, tylko o tym, co macie w środku, o Bogu, to zróbcie to, bo to naprawdę może być najpiękniejszy okres w całym waszym życiu.
Może poukładać życie?
– Może poukładać, bo wtedy zrzucamy wszystkie maski, które codziennie nosimy i możemy zacząć budować fundamenty swojego życia od nowa. Oczywiście, jeśli zaczniemy tylko na górze swój dom reperować, ale na dole wszystko pozostanie stare i zgniłe, to nie da rady, dom nie będzie stał, ale jeśli zaczniemy od fundamentów, to może się udać.
Dla ciebie Bóg jest takim fundamentem.
– Myślę, że dla każdego. Kiedyś się pokłóciłam z bardzo ważnym i sławnym polskim dziennikarzem, który mówił, że on w Boga nie wierzy, bo pochodzimy od małpy, bo to Darwin powiedział, że była ewolucja i tak dalej, i tak dalej. Dla mnie to jest wielka głpota, ewolucja była na pewno: od człowieka prymitywnego do takiego, jakim dzisiaj jesteśmy. Nie wiem dokąd ta ewolucja doprowadzi, bo dzisiaj dążymy naprawdę do dziwnych rzeczy, tak jak in vitro na przykład. Zresztą tę małpę na początku też ktoś musiał stworzyć, czyli istnieje jakiś Bóg, który stworzył wszystko i nie możemy udawać, że tak nie jest.
Pytanie, czy wierzymy w Boga, czy wierzymy Bogu.
– To jest trudne pytanie. Trzeba otworzyć serce na wiarę, a potem nie zadawać sobie wielu pytań.
Czy dbając o fundament i troszcząc się o własne życie duchowe później możemy żyć „w świecie”, będąc odpornymi na pokusy, na chaos, który nas otacza i potrafi zniewolić?
– Na pewno jest się mocniejszym i silniejszym. W świecie „normalnym” czasami staram się upodobniać do tej normalności, do tych osób, które spotykam, bo jakbym musiała się pokazywać tak prawdziwa, jaka jestem teraz, w sensie takim, że jedną nogą jestem w niebie i tak mało mnie obchodzi, co jest tutaj na ziemi, to ludzie by mnie nie zrozumieli, tak że czasami trzeba zejść do nich i próbować rozmawiać ich językiem i odnaleźć się w tym świecie. Nie jest to zawsze łatwe, ale z modlitwą i z Bogiem moż-na. Wiem, w którą stronę mam iść, wiem, że życie się tutaj na tym świecie nie kończy, i to daje mi spokój. Niektórzy chodzą do ko-ścioła i mówią, że są katolikami i że wierzą, ale tak naprawdę nie wierzą, nie wierzą w życie wieczne, bo chcą wszystko jak najbardziej, jak najszybciej mieć tutaj, na ziemi. A przecież macie jeszcze całą wieczność przed sobą.
To jest też trochę tak, że wiele osób żyje w ten sposób, że idzie do kościoła w niedzielę, czasami w święta, a wychodząc z kościoła zapomina o tym, że tak naprawdę życie chrześcijanina powinno być jednakowe od początku do końca.
– Muszę powiedzieć, że tak naprawdę znalazłam poza kościołem wiele osób, które nie chodzą do kościoła, ale są o wiele lepsi niż ci, co chodzą, bo my chodzimy i nam się wydaje, że jesteśmy lepsi, a tak naprawdę zawsze powinniśmy być na tym ostatnim miejscu, bo zawsze jesteśmy grzesznikami. Tak, jak mi ktoś podał rękę i we mnie uwierzył, tak ja teraz nie mogę się czuć lepsza i o innych mówić, tylko muszę właśnie wiedzieć, że Bóg najbardziej ich kocha, a nie mnie.
Wszyscy jesteśmy grzesznikami, Jezus umarł za wszystkich, bez wyjątku.
– Dokładnie. Ktoś jest mniejszym, ktoś jest większym, ale On mówi w Ewangelii, że tym, kto nas może prześcignąć w niebie, są właśnie i mordercy i prostytutki. Może dlatego, że oni naprawdę żałują za to, co zrobili, a my tak udajemy.
Twoje książki mówią o tym, że trzeba odwagi, trzeba  być może pierwszego kroku, żeby żyć trochę inaczej, wbrew światu.
– Trzeba iść pod prąd, dlatego, że na tym świecie nie zostawisz nigdy śladu po so-bie, jak idziesz jak krowa za całym stadem. Zostawisz ślad, jeżeli uda ci się iść w drugą stronę i naprawdę zrobić coś dobrego. Mo-żesz też zostawić ślad jak napadniesz na jakiś bank, ale szybko o tobie zapomną, a jak zrobisz coś ważnego i dobrego, to przez wiele pokoleń będą o tobie pamiętać.
Ale nawet jeśli uda się napaść na bank nie ponosząc konsekwencji, to i tak nie uda się zabrać pieniędzy do trumny.
– Dokładnie, bo wszystko to, co nas otacza, przeminie, i tak samo to nasze ciało, o które tak dbamy, umiera. To, co idzie do nieba, to jest dusza, ale trzeba zacząć od tego, że
musimy wierzyć w życie wieczne, bo jak człowiek nie wierzy, to o czym mówimy…
Dbając i o duszę i o ciało razem?
– Skoro Bóg dał nam ciało, to znaczy, że powinniśmy o nie dbać, ale dla mnie ciało jest ważne tylko do pewnego stopnia, potem to dusza idzie do nieba. Dużo mówię o życiu wiecznym, bo to daje zupełnie inne spojrzenie na ten świat. Jeżeli ktoś nie wierzy w życie wieczne, to po co chodzi do kościoła i prosi, jak ktoś umiera, żeby odprawić Mszę św., żeby go pochować? Ale jak chodzicie do kościoła i prosicie o tę Mszę, to znaczy, że gdzieś tam w sercu wierzycie, że ten świat się tutaj nie kończy, że wszystkie osoby, któ-re odchodzą kiedyś będziemy mogli spotkać.
Już we Włoszech założyłaś ruch „Czystych serc”. Spodziewałaś się odzewu?
– Nie, tak naprawdę nie wiedziałam, że w Polsce już taki ruch istnieje, później dowiedziałam się, że także w Irlandii młodzi noszą pierścionki czystości, składając przysięgę czystości aż do ślubu. Myślałam, że tworząc akcję we Włoszech nie zgromadzę 15 osób,  a po tygodniu było ich 500, po trzech latach jest ich ponad 9 tys. Młodzież do mnie pisze codziennie dziękując, że jest ta akcja, bo każda, każdy z nich myślał, że jest sam na tym świecie, żyjąc jeszcze taki-mi wartościami, a tak naprawdę ten świat czysty i piękny istnieje, tylko żyje w ukryciu, bo jest wyśmiewany przez świat, który uznaje za normalne te rzeczy, które nor-malne nie są. Na przykład, jeśli chłopak czy dziewczyna pójdzie do znajomych i powie, że chodzi do kościoła, wierzy w Boga, to dzi-siaj w większości miejsc przyjmowane jest to tak, jakby przeklął, a jak powie, że pali jointy, to jest normalne dla wszystkich. I to jest wszystko tak poprzekręcane. Ten świat czysty, piękny i pełen wartości jest, istnieje, tylko on nie chodzi po ulicach i nie krzyczy, że jest, tylko żyje w skromności. Najważ-niejsza jest dobrze pojmowana czystość, bo ktoś może być na przykład dziewicą, ale jak  jest pełen pychy, arogancki, nie jest miły dla innych, to czysty nie jest. Czystość to jest też skromność.
Czyli chodzi o rozwój całościowy człowieka, na wszystkich płaszczyznach?
– Dokładnie tak, o tym mówi ewangelia św. Mateusza: tylko czyste serca zobaczą Boga. Pierwszą moją reakcją było zdziwienie: jak to? A ci inni? Przecież jest tyle błogosławieństw, czemu tylko   czyste serca zobaczą Boga, a inni nie. I potem zrozumiałam, że wszystkie te błogosławieństwa prowadzą do tego jednego. Jeżeli nam się uda pracować nad tymi wszystkimi, to wszyscy będziemy mogli oglądać Boga.
To tak, jak z przykazaniami, wypełniając pierwsze, żadnej trudności nie będziemy mieć z wypełnianiem kolejnych.
– Z przykazaniami to dzisiaj jest trudno. Dzisiaj jest bardzo ciężko o nich pamiętać, a tym bardziej żyć nimi. Jezus, kiedy przyszedł a ziemię, widział, że wszyscy są pogubieni i jeśli zostawi kolejne 20 przykazań, nikt nie będzie o nich pamiętać, więc zostawił nam jedno ważne przykazanie o miłości i to przykazanie każdy powinien znać i pamiętać, ono nam otwiera bramy do nieba.
Bardzo dziękuję za rozmowę.
– Dziękuję bardzo