AZS postawił się Skrze

AZS-Częstochowa_logo111-720x472

Niewiele powodów do radości dostarczają w tym sezonie swoim fanom siatkarze częstochowskiego AZS-u. W sobotę także nie udało im się pokonać na własnym parkiecie faworyzowanej ekipy Skry Bełchatów, ale postawa biało – zielonych w tym spotkaniu zasługuje na szacunek. Akademicy ulegli rywalowi dopiero w tie breaku.

Słabe wyniki częstochowskich siatkarzy osiągane przez nich od początku bieżącego sezonu mają bezpośrednie przełożenie także na frekwencję na trybunach, które często świecą pustkami. Tym razem było jednak inaczej – klasa rywala zwabiła do Hali przy ulicy Żużlowej w Częstochowie całkiem sporą rzeszę fanów piłki siatkowej. Obok kibiców biało – zielonych na trybunach widać też było wielu sympatyków drużyny w żółto – czarnych barwach, bo przecież z Bełchatowa do Częstochowy nie jest daleko, a i wyniki osiągane przez tamtejszą ekipę zachęcają sympatyków Skry do podróży za swoją drużyną do innych miast, w których rozgrywane są mecze PlusLigi.

Początek sobotniego spotkania pokazał, kto jest zdecydowanym faworytem meczu, mimo borykania się z zawodniczymi kontuzjami. W Częstochowie nie zobaczyliśmy z tego powodu m.in. Mariusza Wlazłego, ale i tak siła rażenia Skry wydawała się początkowo poza zasięgiem akademików. Częstochowianie przegrali pierwszego seta wysoko, bo do 16-tu i na tym etapie wydawało się, że spotkanie będzie jednostronnym widowiskiem.

Na początku drugiej odsłony trener Michał Bąkiewicz zdecydował się zastąpić na przyjęciu Rafała Szymurę Stanisławem Wawrzyńczykiem. Posunięcie to okazało się strzałem w dziesiątkę, bo gra częstochowian zdecydowanie zmieniła oblicze. Choć jeszcze na drugiej przerwie technicznej biało – zieloni przegrywali, głównie dzięki potężnym i skutecznym atakom Felipe Bandero, powracającego do drużyny po przerwie spowodowanej kontuzją, udało się miejscowym wyjść na prowadzenie 20:19. Rozstrzygnięcie w tym secie zapadło dopiero po grze na przewagi, a zwycięstwo 27:25 pokazało, że AZS tego dnia ma szansę na sprawienie sporej niespodzianki.

– Bardzo cieszę się, że mój zespół zaprezentował się na parkiecie tak walecznie. Nie było to wcale takie oczywiste, bo przecież nie jest tajemnicą, że czołowe postacie naszej drużyny – Felipe Bandero i Rafael Radwitz nie są w optymalnej formie i nie było wiadomo przed spotkaniem, jak długo dadzą radę walczyć na boisku – mówi Michał Bąkiewicz, trener AZS-u.

Początek trzeciego seta to kontynuacja dobrej gry częstochowian, przy jednoczesnej serii pomyłek formacji ofensywnej Skry. Niestety, przy stanie 9:6 dla gospodarzy następuje drastyczne odwrócenie ról, do głosu bardzo pewnie dochodzą zawodnicy Skry i po chwili na tablicy wyników widnieje już rezultat 14:9 dla gości. Uzyskanej przewagi goście nie roztrwonili już do końca seta, dzięki czemu ponownie wyszli w meczu na prowadzenie, tym razem 2:1.

Czwarty set dostarczył publiczności zgromadzonej przy ul. Żużlowej najwięcej bodajże emocji, będąc najbardziej chyba wyrównaną częścią meczu. Świetnie rozdzielał piłki Rafael Redwitz, z czego skrzętnie korzystali m.in. Faelipe Bandero, Stanisław Wawrzyńczyk i Łukasz Polański. Ich dobra postawa w głównej mierze przyczyniła się do tego, że rozstrzygnięcie znów zapadło po grze na przewagi, którą to już po raz drugi tego dnia na swoją korzyść zdołali rozstrzygnąć częstochowianie.

– Nie ukrywam, że czułem spory głód boiska i bardzo się cieszę, że dostałem w tym spotkaniu swoją szansę od trenera – mówi Stanisław Wawrzyńczyk. – Czuliśmy wsparcie trybun i choć zdaję sobie sprawę, że na frekwencję wpływa miała klasa rywala, to myślę, że i my udowodniliśmy, że jesteśmy w stanie grać dobrą siatkówkę, która może się podobać.

Niestety, nie udało się jednak gospodarzom podtrzymać dobrej passy w tie breaku, który w zasadzie od początku pewnie kontrolowali przyjezdni. Mecz zakończył się zwycięstwem faworyzowanej Skry, ale częstochowianie mogli schodzić z parkietu z podniesioną głową. Nawiązanie równorzędnej walki z faworyzowanym rywalem na pewno przyczyni się do podniesienia morale zespołu i pozwoli naszym zawodnikom przystąpić do kolejnych spotkań z większą wiarą w swoje umiejętności.

– Oczywiście, że odczuwamy niedosyt, bo przecież pełnia szczęścia była na wyciągnięcie ręki – ocenia mecz Łukasz Polański. – Cieszę się też, że drugiego i czwartego seta udało nam się rozstrzygnąć na swoją korzyść po grze na przewagi, bo nie jest wielką tajemnicą, że wcześniej mieliśmy z tym trochę problemów. W setach przegranych z kolei pozwoliliśmy Skrze odskoczyć na kilka punktów, a to jest drużyna, która nie trwoni takich sytuacji. Generalnie jednak myślę, że pokazaliśmy się z dobrej strony.

AZS Częstochowa – PGE Skra Bełchatów 2:3 (16:25, 27:25, 20:25, 26:24, 9:15)
AZS: Kowalski, Rafał Szymura, Buniak, Bandero, Patak, Polański, Stańczak (libero) oraz Wawrzyńczyk, Redwitz, Stelmach, Kamil Szymura (libero). Trener: Michał Bąkiewicz.
PGE Skra: Uriarte, Conte, Wrona, Lisinac, Marechal, Kłos, Piechocki (libero) oraz Rodriguez, Milczarek (libero). Trener: Miguel Falasca.
MVP: Karol Kłos