Częstochowa jest miastem, gdzie ludzie żyją sportem – rozmowa z Piotrem Gruszką
Piotr Gruszka – 206 cm wzrostu, na koncie tytuł najlepszego atakującego Europy i świata i pokaźna kolekcję medali, w tym między innymi srebro Mistrzostw Świata z 2006 roku i złoto Mistrzostw Europy przywiezione z Turcji w 2009 roku. Jego kariera w reprezentacji to nie wszystko. Do mistrzostwa poprowadził także kilka klubów, w tym AZS Częstochowę, w której grał najdłużej w swojej karierze. To z Gruszką w składzie, biało-zieloni zdobywali Mistrzostwa Polski 1995 i 1997.
Niedawno otrzymał kolejny tytuł – Ambasadora Sportu Częstochowskiego. Z roli wywiązuje się jak zawsze… mistrzowsko. W rozmowie z Sylwią Wziątek wspomina swoje lata w częstochowskim AZS-ie, miejsca i ludzi, których darzy sentymentem. Zdradza także jakim zespołom kibicuje na co dzień.
W 1995 roku rozpoczął pan grę w częstochowskim AZS-ie. Jak pan wspomina ten czas?
– Cztery lata tutaj grałem. Przyjechałem do Częstochowy dwadzieścia jeden lat temu i do dziś tutaj mieszkam. Tutaj mam rodzinę, tutaj jest nasze sportowe, i nie tylko, miasto. Bardzo miło wspominam początki, mam bardzo duży sentyment. Tych, którzy tutaj są, pamiętam jeszcze jako zawodnik AZS-u Częstochowa. To jest historia. Cieszę się tą historią jeszcze za czasów, kiedy AZS był Mistrzem Polski. Częstochowa jest miastem, gdzie ludzie żyją sportem.
Obecna sytuacja częstochowskiego AZS-u jest trudna. Czy pana zdaniem, jest szansa, by klub wrócił na szczyt, na którym przez wiele lat królował, rządził i rozdawał karty?
– Chciałbym bardzo! Trzeba wykonać dużo pracy, choć czasy się zmieniają. Myślę, że jeżeli uda się odbudować ten sport na takim naprawdę wysokim poziomie, to nie bójmy się tego powiedzieć, ta piękna hala na Zawodziu będzie i tak za mała. Wiem o tym, kibice mówią o tym jasno. Sport musi się rozwijać i ludzie, którzy są w tym sporcie muszą jeszcze mocniej pracować, żebyśmy mogli mieć drużynę na najwyższym poziomie w Polsce.
Piotr Gruszka – Ambasador Sportu Częstochowskiego. Jak się pan czuje z tym tytułem?
– Byłem bardzo zaskoczony tą nagrodą. Nie spodziewałem się jej kompletnie. To bardzo miłe. Cieszę się, że ktoś moją osobę kojarzy z częstochowskim sportem. Taka jest prawda. Różne rzeczy w życiu robiłem, oprócz grania oczywiście, ale nigdy się nie spodziewałem tego, że będę mieszkać w Częstochowie i że to jest moje miejsce. To jest normalne. Jeżeli ktoś kojarzy mnie z tym AZS-em, z tym wielkim AZS-em, tym bardziej jest mi miło, że w gronie najlepszych sportowców regionu i Częstochowy mogłem zostać wyróżniony tak fajną nagrodą.
Do czego zobowiązuje taki tytuł?
– To jest miłe wyróżnienie. Jako zawodnik już nic nie mogę wymyślić. Teraz jest szansa jako trener, działacz. Tytuł ambasadora jest szczególnym wyróżnieniem, które odzwierciedla rywalizację sportową.
Jak zmienił się przez lata ten nastoletni chłopak, który przyszedł do Częstochowy i zaczynał grać w AZS-ie?
– Byłem wtedy łebkiem. Faktycznie, jak tu przyszedłem miałem dziewiętnaście lat. W Częstochowie zdawałem maturę. Przez te lata zmieniło się bardzo dużo. Ale ostatnio jak pojechałem z synem na trening na halę przy Zespole Szkół im.W. Biegańskiego, ta hala jest na parkingu pod Herkulesem, tam kiedyś mieszkałem. Mam wielki sentyment do tego miejsca. Częstochowa jest na tyle małym miastem, że cały czas poruszam się po tych miejscach, gdzie spędzałem czas i gdzie naprawdę były emocje. Pamiętam taką historię, że przyszliśmy tutaj jako młodzi ludzie. Większość chłopaków w Częstochowie została do dzisiaj, więc to miasto czymś przyciąga. Oprócz pięknych kobiet, większość z nas ma żony właśnie stąd. Życie sportowe jest tu na wysokim poziomie i musimy to wykorzystać. Naprawdę mamy ludzi, a ludzie chcą oglądać sport. Musimy to wykorzystać, żeby sport cały czas pchać do przodu. I żeby ludzie kojarzyli Częstochowę, dlatego, że to jest wspaniałe sportowe miasto.
Kibicuje pan innym częstochowskim drużynom?
– Tak, oczywiście! Śledzę na bieżąco. Dużo ludzi stąd kręci się na co dzień w moim życiu, więc wiem o tych wyczynach, wiem o klubach. Zam ludzi, którzy zostali wyróżnieni w plebiscycie, nawet moja córka zaczęła grać. Uwielbiam żużel, to jest coś, co zawsze oglądałem i mocno kibicowałem. Mam nawet szalik w domu. To właśnie ludzi integruje. Miałem przyjemność być na meczach, gdzie pięćdziesiąt tysięcy ludzi przynajmniej przychodziło całymi rodzinami. Integrowali się, wszyscy się czuli dumni i kibicowali swojemu miastu. W tym kierunku musimy iść. Żeby każdy chciał jednoczyć się poprzez sport. Polityka to co innego.
I oby jak najdalej od tego.
– Właśnie. Jednoczmy się poprzez sport. Na tym się skoncentrujmy.
Z Piotrem Gruszką rozmawiała Sylwia Wziątek.
fot. Grzegorz Jereczek