Jak do Częstochowy niepodległość przyszła…
Świętowanie Dnia Niepodległości na trwałe wpisało się już do kalendarza Polaków. Co oczywiste świętują wszyscy, zarówno władze świeckie jak i kościelne. Przy okazji celebracji „11 Listopada” większość lokalnych wspólnot eksponuje i przypomina wydarzenia, które z autopsji pamiętają dzisiaj tylko nieliczni. Świętują również Częstochowianie, a przywołując „polską jesień” 1918 roku nie tylko manifestują swoje przywiązanie do tradycji, ale dają też świadectwo współodpowiedzialności za dzisiejsze losy Ojczyzny. Nowoczesny patriotyzm niejedno przecież ma imię, zawsze jednak jego oblicze mieni się biało – czerwonymi kolorami. Te majestatyczne barwy odbijają w swoim tle nie tylko melodyczną linie „Bogurodzicy” czy „Pieśni Wybickiego” ale i ukazują wszelkie momenty tak chwały, jak i narodowych tragedii państwa i narodu, który je sobie upodobał. W „historycznej tęczy” naszych dziejów 11 Listopada to moment ze wszech miar ważny, szczególny również w historii Częstochowy.
Preludium do tego co miał przynieść naszemu miastu „Listopad” było wydarzenie o którym mówiło się nie tylko w Częstochowie, ale i głośno było w całej Europie. Pisały o tym ówczesne gazety, a panujący cesarze nerwowo poprawiali binokle gdy w ich świadomości zagościł obraz „zniszczonego przez rozwścieczony tłum” pomnika cara Aleksandra II. Przypomnijmy, że ten nikomu niepotrzebny monument, odlany w Petersburgu, a wedle rosyjskiej propagandy „wybudowany przez wiejską społeczność Królestwa Polskiego” został odsłonięty w sąsiedztwie Jasnej Góry 18 kwietnia 1889 tegoż roku, dokładnie w 71 rocznicę urodzin imperatora. Nienaturalny, bo 3, 5 metrowy posąg był umieszczony na cokole do którego prowadziły szerokie na 12 metrów granitowe schody. W generalskim płaszczu i w mundurze, car prezentował się okazale. Lewą ręką podtrzymywał płaszcz, zaś prawą wskazywał na wyrzeźbioną jako element postumentu kartę z datą uwłaszczenia chłopów w Królestwie ( 19.02.1864 r.) Nad kartą wyrzeźbiono carską koronę, jabłko i szablę. Na wznoszącym się na wysokość 5, 3 m cokole z szarego i czerwonego granitu, wykuto herby guberni Królestwa Polskiego, a na jego przedniej ścianie rosyjskie godło. Dla „bezpieczeństwa” obiektu, w jego sąsiedztwie, została wybudowana specjalna budka w której wartę nieustannie pełnił co najmniej jeden strażnik. Obelisk od momentu pojawienia się w podjasnogórskiej przestrzeni, budził niechęć nie tylko wśród mieszkańców miasta i nawiedzających sanktuarium pielgrzymów, ale i wywoływał liczne kontrowersje u znawców i miłośników architektonicznego porządku. Co więcej, jako symbol znienawidzonej władzy już w 1904 roku stał się celem zamachu, ale niestety, zarówno ta, jak i kolejne próby wysadzenia go w powietrze zakończyły się niepowodzeniem. Dopiero w październiku 1917 roku, w obliczu zmian dokonujących się na frontach „wielkiej wojny światowej” i po intensywnych rozmowach ówczesnych władz Częstochowy z niemieckim zaborcą rozbiórka pomnika mogła mieć miejsce. Do rozbiórki przystąpiono 11 października, a dzień później „car zawisł” na specjalnie do tego celu przygotowanym łańcuchu. Ciekawostką jest fakt, że znany w mieście, ślusarz i kowal Walenty Kosmala, był tą samą osobą która demontowała konstrukcję , a 28 lat wcześniej ustawiała imperatora na cokole.
Po całkowitym usunięciu pomnika, już 15 października, w stuletnią rocznicę śmierci Naczelnika Tadeusza Kościuszki na jego miejscu została tymczasowo umieszczona mała drewniana statua Matki Boskiej Niepokalanie Poczętej. Niestety, mimo usilnych zabiegów wspólnoty paulińskiej na czele z ówczesnym jej przeorem Piotrem Markiewiczem oraz urzędników magistrackich nie udało się pozyskać metalowych części pomnika i zostały one przetopione na niemieckie armaty. Wykorzystano natomiast granitowy cokół, który wkrótce posłużył jako materiał do budowy balustrady i schodów kościoła pod wezwaniem św. Rodziny, przyszłej bazyliki katedralnej. Część kamienia znalazła się również w rękach wybitnego częstochowskiego astronoma – księdza Bonawentury Metlera, który min. dzięki tej niezwykłej darowiźnie skonstruował i ustawił w podjasnogórskim parku słoneczny zegar.
Bezsprzecznie symbolem Częstochowy jest Jasna Góra. To właśnie w listopadzie 1918 roku klasztor nawiedził szczególny pielgrzym, zanim „zagościła” na dobre w mieście, Niepodległość „przyszła” na Jasną Górę. Dla sanktuarium więc, dniem zniesienia okupacji zaborczej był już 4 listopada 1918 roku. Wówczas to z rozkazu gen. dywizji Tadeusza Jordana Rozwadowskiego, przekroczył jego mury 22 Pułk Piechoty po dowództwem ppor. Artura Wiśniewskiego. Po powitaniu polskich żołnierzy przez konwent pauliński na czele z wspomnianym już przeorem Markiewiczem nastąpiło przejęcie opieki nad twierdzą i wycofanie się załogi austriackiej.
Niedawny komendant mjr Józef Klettlinger oraz jego załoga wykazali nadspodziewane zrozumienie dla zaistniałej sytuacji, deklarowali absolutną niechęć do jakiegokolwiek oporu oraz daleko idącą chęć współpracy. Przed bramą klasztorną wystawiono polską wartę, a na wieży wywieszono polskie sztandary, usuwając jednocześnie wszelkie napisy i emblematy austro – węgierskie. Dopełnieniem i niejako potwierdzeniem wcześniejszych wydarzeń było również oficjalne powitanie ppor. Wiśniewskiego przez delegację władz miasta Częstochowy, na czele z nadburmistrzem Marczewskim i burmistrzem Bandke – Stężyńskim. Co interesujące, w tej symbolicznej uroczystości uczestniczył również komendant Klettlinger, a w opinii świadków, jego postawa była „manifestacją ulgi z dobrze wypełnionej żołnierskiej misji”. Po spotkaniu ppor. Wiśniewski przesłał na ręce gen. Rozwadowskiego szczegółowy raport o przejęciu twierdzy przez władze polskie, a sam generał przybył do Częstochowy 9 listopada 1918 roku.
Na terenie miasta w tym samym czasie operowały jeszcze wojska niemieckie, które zaczęły się wycofywać dopiero 11 listopada. Niemcy najpierw opuścili dworzec kolejowy i pocztę, następnie koszary w Zawadach. Miejsca posterunków niemieckich natychmiast zajmowali Polacy, a w mieście rozpoczęto akcję rozbrajania zaborców. W akcji tej szczególnie wyróżnili się nauczyciele i uczniowie częstochowskich szkół. Niestety dwóch z nich – siedemnastoletni Włodek Zagórski i jego rówieśnik Karol Szprynger ponieśli ofiarę życia.
Swoistym finałem wyzwolenia naszego miasta z rąk okupantów stało się uroczyste nabożeństwo dziękczynne odprawione przez proboszcza częstochowskiej parafii św. Zygmunta, wtedy już biskupa nominata lubelskiego, księdza Mariana Fulmana w jasnogórskim sanktuarium Niepodległego po 123 latach niewoli Narodu.
Sławomir Maślikowski