Kultura bezcenna – szklakiem sal kinowych, teatralnych i koncertowych z Juliuszem Sętowskim

Aleje

W niezwykłą podróż zabrał częstochowian dr Juliusz Sętowski, który w jej kolejnej odsłonie przedstawił mieszkańcom dawne sale kinowe, teatralne i koncertowe. Podążając szlakiem kultury rodem z II połowy XIX wieku, poznać można miejsca, w których kwitło życie towarzyskie i kulturalne miasta. Juliusz Sętowski opracował trasę tak, by pokazać najważniejsze punkty tego życia:

– Odwiedzimy te miejsca, gdzie dawniej odbywały się spektakle teatralne, kinowe oraz gdzie odbywały się koncerty. Niektóre miejsca są zachowane w takim stanie od początku XX wieku czyli ponad sto lat niezmiennie, tak jakby czas zatrzymał się.

– mówił nam tuż przed wycieczką. Zapytany o to, jak różny jest stosunek do kultury dziś, Juliusz Sętowski podkreśla, że każda epoka ma swoje prawa. Życie kulturalne, podobnie jak nasze życie codzienne zmienia się. Zmienia się także funkcjonowanie w kulturze i korzystanie z niej:

– Kiedyś wielkim wydarzeniem był w 1930 roku pierwszy pokaz filmu z wersją mówioną. Gary Cooper wtedy występował w filmie „Upadły anioł”. Dziewięćdziesiąt procent filmu to i tak jeszcze był film niemy. Ale jak pod koniec Gary Cooper się odezwał do swojej partnerki, wywołała to aplauz w kinie. Każdy czas ma więc swoje prawa, nie możemy się gniewać na to, że teraz tak chcą ludzie spędzać czas, a nie inaczej.

Zetknięcie z miejscami kultury XIX i XX w. przypomina nieco wehikuł czasu, który przypomina zarówno lata przedwojenne jak i powojenne ukazując jaką rolę w życiu społecznym odgrywały kinoteatry, teatry czy kina. Wtedy być może nieco zwyczajne, dziś przypominające coś utraconego w nowoczesnym, rozwijającym się technologicznie i multimedialnie świecie:

– W 1908 roku pisano o sali porządnego, największego ówczesnego Kinoteatru Paryskiego, że to „rudera brudna i ciasna, niesympatyczna i niewygodna. Śmierdząca nora z napisem teatr.” A to był słynny teatr miejscowy, gdzie dziesięć lat później w największej sali teatralnej w Alejach wystąpił słynny już z wojaży zagranicznych Bronisław Huberman z dwoma koncertami.

Niewygodne krzesełka, charakterystyczny zapach, mała przestrzeń – z pewnością były mniej komfortowe niż dzisiejsze multipleksy z miękkimi fotelami i okruchami po popcornie pod nogami. A jednak miały w sobie coś niepowtarzalnego – urok ówczesnej rozrywki i sztuki przyciągającej do sal kinowych, teatralnych i koncertowych tłumy ludzi i nieopisywalny, niespotykany w XXI wieku klimat bohemy.

Sylwia Wziątek