Raków przegrywa i kończy serię bez porażki
Raków po 10 meczach bez porażki w PKO Ekstraklasie znalazł w końcu pogromcę. Częstochowianie minimalnie ulegli w ostatnim spotkaniu Śląskowi Wrocław 0:1. Czerwono-niebiescy nie byli drużyną gorszą, ale nie potrafili znaleźć drogi do siatki przeciwnika. Decydujące trafienie zaliczył Bartłomiej Pawłowski. Raków po raz kolejny stracił fotel lidera na rzecz Legii Warszawa.
Początek meczu należał raczej do gospodarzy, choć wojskowi nie mogli stworzyć żadnej klarownej sytuacji. Większość tworzonych okazji kończyła się strzałami z dystansu, które nie sprawiły większych problemów golkiperowi Rakowa. Mniej więcej po kwadransie swój styl gry zaczęli narzucać zawodnicy Rakowa. Częstochowianie największą szansę na zdobycie gola mięli po wyjściu na dobrą pozycję Marcina Cebuli, który jednak zbyt daleko wypuścił sobie piłkę i nie wykorzystał możliwości na znalezienie się sam na sam z bramkarzem. Chwilę później z rzutu wolnego uderzał Ivi Lopez, a największym kunsztem wykazał się Szromnik. W akcje ofensywne Rakowa włączała się coraz większa liczba graczy, a dowodem tego była akcja po której na pozycję strzelecką wyszedł bardzo aktywny Kamil Piątkowski, który jednak starał się dogrywać do lepiej ustawionych kolegów i szansa spaliła na panewce. Pierwsza połowa zakończyła się bezbramkowym remisem, ale lepsze wrażenie zostawił po sobie Raków.
Początek drugiej odsłony był kopią początku meczu. Znów do głosu doszli gospodarze i to oni starali się kreować grę. Raków nastawił się na kontrataki i to właśnie po jednym z nich słupek obił Ivi Lopez. Kolejnym ostrzeżeniem była okazja Marcina Cebuli, który co prawda posłał piłkę obok bramkarza Śląska, ale sytuację uratował powracający Israel Puerto. Stare porzekadło, że „niewykorzystane sytuacje się mszczą” po raz kolejny znalazło swoje potwierdzenie. W 64. minucie po strzale Pawłowskiego Szumski skapitulował. Co prawda piłka zaliczyła jeszcze rykoszet od jednego z obrońców, ale nie usprawiedliwia to bramkarza Rakowa, który piłkę zmierzającą prosto w siebie sparował do własnej bramki. Dalej działo się to, co łatwo było przewidzieć. Raków ruszył do przodu, a Śląsk ustawił autobus we własnym polu karnym. Czerwono-niebiescy mieli swoje szanse, a do najciekawszych należała przewrotka Petra Schwarza, który gdyby nie imponująca robinsonada Szromnika miałby bramkę kolejki, jeżeli nie sezonu. Pomimo nacierania Rakowa wynik nie uległ zmianie i częstochowianie w końcu musieli poznać gorycz porażki.
Pomimo porażki trudno mieć jakiekolwiek pretensje do zawodników Rakowa. Czerwono-niebiescy wyraźnie zrobili wszystko, co w ich mocy, żeby wycisnąć coś z tego spotkania. Przed częstochowianami jeszcze dwa mecze zanim nastąpi zimowa przerwa. Najbliższe już w niedzielę o 17:30 w Bełchatowie. Raków zmierzy się z Jagiellonią Białystok.
Śląsk Wrocław – Raków Częstochowa 1:0 (0:0)
Śląsk: Szromnik – Janasik, Puerto, Tamas, Stiglec, Mączyński, Pałaszewski (62. Pałaszewski), Zylla (55. Praszelik), Pawłowski, Pich (81. Samiec-Talar), Exposito (81. Piasecki)
Raków: Szumski – Piątkowski, Niewulis, Schwarz, Tudor (88. Malinowski), Sapała, Tijanić (72. Poletanović), Kun (46. Bartl), Cebula (84. Zawada), Ivi Lopez (84. Szelągowski), Gutkovskis
Bramki: Pawłowski (71.)