Sportowe podsumowanie roku 2020 cz.1 – Raków

fot. rakow.com

Rok 2020 na stałe zapisze się na kartach historii, jako naznaczony pandemią koronawirusa. Zdążyliśmy się już przyzwyczaić do obostrzeń i codziennych doniesień o nowych zakażeniach. W tym trudnym czasie, choć głównie przed ekranami telewizorów, emocje i rozrywkę przynosiły nam zmagania sportowe. Niestety, ich też koronawirus nie oszczędził. Przykładem niech będą chociażby przełożone na przyszły rok Igrzyska Olimpijskie i Mistrzostwa Europy w piłce nożnej. Skutki światowej epidemii odczuły też drużyny z naszego częstochowskiego podwórka. Jednak pomimo wielu zawirowań i niepewności, większość rozgrywek udało się dokończyć.

Pierwszym zespołem i dyscypliną o której wypada napisać w tego rodzaju podsumowaniu jest oczywiście Raków Częstochowa. Jeżeli ktoś 9 kwietnia 2016 r., po meczu na poziomie II ligi, kiedy czerwono-niebiescy przegrali z GKS-em Tychy 1:8 powiedziałby, że za 4,5 roku Raków realnie włączy się w walkę o Mistrzostwo Polski, zostałby w najłagodniejszym wypadku uznany za człowieka niespełna rozumu. Coś wtedy w Rakowie pękło i po tygodniu Przemysława Cecherza zastąpił na stanowisku trenera Marek Papszun. Swoją drogą o Cecherzu jakoś całkowicie zapomniano, a łodzianin działa ostatnio w bardzo medialnej, ale jednak okręgowej drużynie Wieczystej Kraków. Papszun natomiast krok po kroku, awans po awansie, wygrana po wygranej doprowadził Raków na sam szczyt. Coraz bardziej się też na tym szczycie zadomawia. Ale od początku…

Raków rozpoczynał rok 2020 w środku tabeli Ekstraklasy, a dokładnie na miejscu 11. Może nie jest to w kontekście aktualnych wydarzeń nic imponującego, ale jak na beniaminka, który od ponad 20 lat nie występował na najwyższym szczeblu… nikt nie narzekał. Oczywiście w klubie powtarzano jak mantrę, że jedynym celem jest utrzymanie, ale dosyć pokaźna przewaga nad strefą spadkową powodowała, że kibice raczej tworzyli scenariusze walki o czołową ósemkę. Wygrane spotkania z Piastem i Wisłą Płock sprawiły, że coraz bardziej rosły nadzieje na górną połowę tabeli. W kluczowej fazie rozgrywek do głosu doszedł jeden z głównych bohaterów mijającego roku, czyli koronawirus. Liga na dłuższy czas została wstrzymana, a później w maju wróciła bez kibiców. To wszystko pewnie miało wpływ na utrzymanie odpowiedniego rytmu i formy. Raków w swoich spotkaniach nie wyglądał źle, ale nie potrafił przełożyć dobrego wrażenia na ligowe punkty. Ostatecznie czerwono-niebiescy kończyli rozgrywki walcząc o wygranie drugiej ósemki PKO Ekstraklasy. W tym przeszkodził jednak Górnik, a Raków zakończył sezon beniaminka na 10. pozycji. Cel jakim było utrzymanie został wykonany i mimo wszystko wielu obserwatorów ligi stwierdzało, że miejsce w tabeli nie oddaje jakości jaką prezentowali podopieczni Marka Papszuna.

W wyjątkowo krótkiej przerwie między sezonami rewolucji nie było, ale okno transferowe przyniosło kilka głośnych i ważnych przenosin. Jeżeli chodzi o nazwiska, które uszczupliły kadrę Rakowa, to chyba najbardziej istotnymi była dwójka rosłych napastników, czyli Sebastian Musiolik i najlepszy strzelec ostatniego sezonu Felicio Brown Forbes. A propos, Musiolik coraz lepiej radzi sobie na zapleczu Serie A i można znaleźć doniesienia, że Pordenone będzie chciało Polaka wykupić. Oprócz napastników Raków pożegnał się też z Jarosławem Jachem, który wrócił z wypożyczenia do Anglii czy Michałem Gliwą i Kamilem Kościelnym. Wśród tych którzy dołączyli do szatni Marka Papszuna nie sposób nie wymienić Marcina Cebuli, Vladislavsa Gutkovskisa, Macieja Wilusza i mogącego się pochwalić jednym z najbardziej imponujących CV w Ekstraklasie, Iviego Lopeza.

Ze skompletowanym składem i po krótkich wakacjach Raków wrócił na boiska PKO Ekstraklasy i od razu czekał go pojedynek z Legią Warszawa. Częstochowianie w dość trudnych warunkach, bo grając w dziesiątkę, ulegli ostatecznie stołecznym 2:1. Była to jednak jedyna przegrana czerwono-niebieskich aż do 5 grudnia! Aż 10 kolejnych spotkań kończyło się remisem lub zwycięstwem Rakowa. Co więcej, razem z efektywnością idzie też efektowność. Raków stworzył swój styl gry i nie musi mieć kompleksów przed żadną inna polską drużyną. Marek Papszun połączył dyscyplinę taktyczną z umiejętnościami technicznymi graczy z predyspozycjami do improwizacji. Trudno szukać słabych punktów w zespole z Częstochowy.

W bramce notuje solidny sezon Jakub Szumski, a do bram pierwszego składu puka też Branislaw Pindroch, który wystąpił w dwóch ostatnich pojedynkach i też wstydu nie przyniósł. Wśród obrońców kolejny świetny sezon rozgrywa lider Rakowa i reprezentant Czech Tomas Petrasek, który ostatnio pauzował z powodu kontuzji, ale od stycznia ma być z powrotem gotów do gry. Trzeba podkreślić, że w czasie kontuzji Czecha świetnie w jego rolę wszedł Andrzej Niewulis, który również oprócz topowego poziomu w obronie potrafił dołożyć trafienia. Po prawej stronie w trójce obrońców najczęściej widujemy Kamila Piątkowskiego i o nim również można pisać głównie w superlatywach. Oczywiście zdarzają mu się jeszcze błędy wynikające prawdopodobnie z braku doświadczenia, ale połączenie jego warunków fizycznych z solidnym przeglądem pola i szybkością daje fenomenalne efekty. Dodatkowo jest to młodzieżowiec i nie można się dziwić, że ściąga uwagę skautów z najlepszych lig Europy. Największe problemy Raków miał z lewą stroną stoperów. Sezon na tej pozycji rozpoczął Maciej Wilusz, który wydawał się perfekcyjnym kandydatem na tę pozycję. Wilusz jednak po powrocie do Polski nie potrafi się odnaleźć, na boisku jest niepewny, zdarzają mu się proste kartki i błędy skutkujące stratą bramek. Być może potrzebuje jeszcze czasu, aby nabrać ogłady i w pełni zrozumieć założenia taktyczne. Od pewnego czasu Wilusza zastąpił w obronie Petr Schwarz i co tu dużo mówić, jest to zmiana na ogromny plus. Czech jest pewny w odbiorze piłki, dobrze kryje i ma, co już wielokrotnie udowodnił, świetne długie podanie. Oczywiście na jego koncie też znajdziemy drobne wpadki, ale w ogólnym rozrachunku Schwarz jest o lata świetlne przed Wiluszem. Mówiąc o graczach Rakowa w porządku od defensywy do ofensywy kolejnego wypada wymienić Igora Sapałę. To chyba zawodnik, o którym mówi się zdecydowanie za mało niż powinno. Jego gra nie jest tak efektowna, jak reszty pomocników, jednak jego gra w defensywie jako „szóstki” jest naprawdę fantastyczna. Zawsze wraca za akcją, kiedy trzeba złapie za koszulkę, kiedy trzeba staje jako kolejny obrońca, pomaga rozprowadzać akcję na boki, zawsze pressuje przeciwników pod własnym polem karnym, a czasem potrafi huknąć z dystansu. Z taktycznego punktu widzenia taki gracz to prawdziwy skarb. Obok niego najczęściej widywaliśmy Marko Poletanovica, który musiał udźwignąć trudną rolę lubianego w Częstochowie Petra Schwarza. Początki Serba nie były zachwycające, nie grał źle, ale też często szukał najprostszych rozwiązań, a nie tego oczekuje się od jednego z głównych rozgrywających piłkę. Z czasem jednak Poletanović coraz bardziej się rozluźniał, a z tym przyszły ciekawsze zagrania, asysty i bramki. Generalnie Serbowi nie można nic zarzucić, gdyż był pewnym punktem Rakowa. Boki czerwono-niebieskich, to dwóch zawodników o podobnej charakterystyce. Niscy, wybiegani, wytrzymali, szybcy i dobrze czujący się z piłką przy nodze Patryk Kun i Fran Tudor. Pomimo może nie tak imponujących statystyk, ci dwaj gracze to absolutna podstawa charakteru i stylu Rakowa. Trudno zliczyć ile akcji, kontr i zejść do środka zaliczyli Tudor i Kun. Mówiąc o mocnych punktach częstochowian z całą pewnością wahadłowych należy wspomnieć jako jednych z pierwszych. Ich zmiennikiem jest najczęściej Daniel Bartl, który również potrafił dołożyć w niektórych meczach kilka ważnych zagrań. Marek Papszun najczęściej z przodu desygnował do gry dwie „dziesiątki”, czyli ofensywnych pomocników ustawionych przed napastnikiem. Tutaj najczęściej mogliśmy oglądać Marcina Cebulę, Iviego Lopeza i Davida Tijanica. I choć cała trójka rozgrywa świetny sezon wyróżnić chyba można Cebulę, który w swoich fenomenalnych zagraniach i wejściach w pole karne jest najbardziej powtarzalny. Na razie mało kto o tym mówi, ale można być pewnym, że po takiej rundzie w kilku rozmowach Jerzego Brzęczka z doradcami to nazwisko musiało się przewinąć. Ivi Lopez drzwi do Ekstraklasy wyważył i od razu rozpoczął od serii bramek, dokładając fenomenalny strzał z rzutu wolnego. Jednak po świetnym początku z czasem zaczął delikatnie gasnąć i może przerwa świąteczna dobrze mu zrobi. Bardzo solidnie prezentuje się też Tijanić, który zasłużył nawet na powołanie do kadry Słowenii. Została szpica… i tutaj kibic Rakowa można mieć mieszane uczucia. Owszem Vladislavs Gutkovskis może i ma dobre warunki fizyczne, może potrafi przyjąć piłkę z przeciwnikiem na plecach i w miarę dobrze gra tyłem do bramki, ale tym czego rzeczywiście kibice od napastnika oczekują jest to, żeby w dogodnych sytuacjach po prostu umieszczał piłkę w siatce, a tego brakuje. Nieskuteczność Łotysza była momentami naprawdę irytująca, jest to rzecz, którą musi poprawić. Przykład Wilusza pokazuje, że cierpliwość Marka Papszuna jest skończona. A na ławce już przebiera nogami Oskar Zawada, który mimo tego, że został przez wielu skreślony, to w momentach kiedy dostawał szansę w Rakowie nieźle się prezentował.

Przed świętami Legia zdołała jeszcze wyprzedzić Raków, ale częstochowianie pozostali wiceliderem, co jest historycznym sukcesem. W roku 2020 wydarzyła się dla Rakowa jeszcze jedna ważna rzecz. Po latach walki i wstydu, w końcu w Częstochowie buduje się dla czerwono-niebieskich stadion. Nie będzie to arena godna najlepszych w Polsce, nie będzie to nawet to, na co pewnie mieli nadzieje kibice z naszego miasta, ale obiekt będzie spełniał wymogi PKO Ekstraklasy, a to znaczy, że w końcu zobaczymy Raków w Częstochowie. I życzymy Rakowowi, aby ten 2021 pozwolił nam oglądać na nowym stadionie walkę o najwyższe cele.