Steve Nash – muzyczne kolaże
Steve Nash (Kacper Nowak) ma wykształcenie muzyczne, ukończył Akademię Muzyczną w Łodzi, jest też jednym z najlepszych DJ-ów w Polsce. Dwukrotnie zdobył mistrzostwo świata International Dj Association Worls Championchips w 2012 i 2013 roku. Z Toruńską Orkiestrą Symfoniczną zrealizował projekt Steve Nash & Turntable Orchestra. Z muzykiem rozmawiała Aleksandra Mieczyńska.
Zacznijmy od pseudonimu, dlaczego Steve Nash?
– Zupełnie przypadkowo. Od bardzo dawna interesowałem się produkowaniem muzyki, robieniem beatów hip hopowych. Kiedyś nadszedł moment pierwszej imprezy, którą trzeba było zagrać – oczywiście nie pod własnym nazwiskiem. Później, na tyle szybko rozwinęła się ta moja aktywność, że spontanicznie wymyślony pseudonim pozostał – nie było już szansy na zmianę.
A chciałeś?
– Chyba nie.
Wytłumacz termin turntable.
– Jak powiedział ładnie jeden z moich kolegów; w dosłownym tłumaczeniu oznacza to obracający się stół, dla nas jest to po prostu gramofon, na którym gramy imprezy, skreczujemy i robimy różne dziwne, ciekawe rzeczy.
Gracie, nie odtwarzacie, to jest istotne.
– To jest najistotniejsza kwestia. Gramofon w połączeniu jeszcze z takim pudełeczkiem, które nazywa się mikserem, jest naszym narzędziem pracy. Poruszając płytą do przodu i do tyłu, i naciskając różnego rodzaju dziwne kombinacje guzików, przycisków i suwaków powodujemy, że dźwięk, który mamy na tym gramofonie, zaczyna żyć, a gramofon przyjmuje rolę instrumentu.
Masz za sobą fantastyczny projekt razem z Toruńską Orkiestrą Symfoniczną. To jest połączenie – wydawałoby się – różnych światów. Jak do tego doszło?
– Od kiedy zacząłem swoją przygodę jako DJ, myślałam o takim połączeniu. Z wykształcenia jestem muzykiem klasycznym – wcześniej grałem na fortepianie wyłącznie muzykę klasyczną – a tu nagle odkryłem, że turntablism to też jest muzyka, a gramofon można wykorzystać jako instrument.
Do projektu zaprosiłeś kilka osób, poza całą orkiestrą.
– Oprócz orkiestry pracuje ze mną 9 najlepszych polskich DJ -ów, perkusista i kontrabasista. To jest cały nasz zespół. Muzycy pochodzą z różnych stron Polski, więc spotykamy się na próbach w różnych miastach – najczęściej w Warszawie i w Toruniu.
Ty jesteś z Częstochowy?
– Tak, jestem związany z Częstochową, choć moje życie jest zawieszone w różnych miejscach. Ostatnie dwa lata spędziłem w Toruniu, wcześniej kilka lat mieszkałem w Łodzi. Teraz myślę nad wyjazdem do innego większego miasta.
Masz już coś konkretnego na myśli?
– Myślę o Warszawie.
Stolica!
– Urodziłem się w Warszawie. Warto zajrzeć do stolicy na chwilę i zobaczyć, jak się tam mieszka. Interesuje mnie, jak się porozumiewali DJ- e z muzykami z orkiestry, poza tobą – masz muzyczne wykształcenie.
– To było ciekawe doświadczenie. Choć nieco innym językiem, wszyscy mówimy o tym samym, o muzyce. Zanim doszło do pierwszej próby z orkiestrą, mieliśmy mniej więcej pół roku codziennych prób, bardzo trudnych, bo cały ten projekt nie jest improwizowany. Każdy dźwięk DJ- -ów zapisany w partyturze jest zaplanowany do zagrania w konkretnym miejscu i w konkretnym rytmie – to była trudność, którą chłopaki musieli pokonać. Na początku była prosta nauka liczenia: raz, dwa, trzy, cztery…
Inaczej liczyliście wy, a inaczej muzycy z orkiestry?
– Chociaż współpracujący ze mną DJ-e są bardzo osłuchani z muzyką, sporo muzyki znają, rozumieją ją, to zasady obowiązują- ce w orkiestrze są im obce, choćby dlatego, że nigdy nie współpracowali z dyrygentem. Ale trening czyni mistrza – na pierwszej próbie z orkiestrą mój zespół DJ-ski znał wszystkie literowe oznaczenia w partyturze, aby nie uczyć się tego na próbach i nie opóźniać pracy. To nie były łatwe próby, ale byliśmy dobrze przygotowani.
Co mówili muzycy z orkiestry? Oni także musieli się przystosować, czegoś się nauczyć.
– Było bardzo ciekawie, ponieważ podczas pierwszej próby orkiestra grała swoją partię, nie mając za bardzo świadomości o warstwie elektronicznej, czyli o tym, co będę grał ja i DJ-e. Na etapie oddzielnego przygotowywania materiału nie było to potrzebne. Spotkaliśmy się na kolejnej próbie i wtedy toruńscy muzycy po raz pierwszy usłyszeli, że to, co oni grają jest spójne z całą resztą muzycznego materiału. Podczas pierwszych próba docieraliśmy się, później już partnerowaliśmy sobie. W sumie zagraliśmy dwa koncerty wspólnie z Toruńską Orkiestrą Symfoniczną. Wszyscy byli świetni.
Zebraliście bardzo dobre recenzje.
– To prawda, odbiór naszego wydarzenia jest bardzo dobry.
Intryguje mnie to, jaka publiczność przyszła na te koncerty?
– Sala Dworu Artusa, w której graliśmy koncerty, wypełniła się bardzo zróżnicowaną publicznością. Z jednej strony przyszło dużo osób starszych, sympatyków tradycyjnych koncertów Toruńskiej Orkiestry Symfonicznej, z drugiej udało nam się zebrać bardzo dużo młodych ludzi, którzy nigdy wcześniej orkiestry symfonicznej nie słyszeli na żywo i ten aspekt postrzegam jako sukces. Wszystko wyszło bardzo dobrze, pozytywnie mnie zaskakując.
Doszło do połączenia muzycznych światów na bardzo różnych poziomach.
– Połączyliśmy nie tylko dwa światy wykonawcze, ale również dwa światy odbiorców. Przyszli nasi przyjaciele, przyjaciele naszych starszych znajomych, rodziców. Można powiedzieć mix pokoleniowy. Ale przecież moja muzyka czerpie z wielu nurtów: jazzu, klasyki, hip-hopu, z różnych stylów muzyki elektronicznej i filmowej. Każdy więc znajdzie tam coś dla siebie.
Żadnych ograniczeń.
– Nie. Absolutnie. Bardzo lubię stylistykę kolażu, inspiracji szukam się w różnych gatunkach muzycznych.
Tworzysz zupełnie nowe wartości, nowe jakości.
– To właśnie tak działa. Miałem konkretne założenia pisząc muzykę wspólnie z kompozytorką Anną Weber, która była odpowiedzialna za orkiestrację moich utworów. Spotykaliśmy się, dyskutowaliśmy, powstawały kompozycje, które ona później rozwijała i zamykała w formie partytury. Mniej więcej pół roku przed koncertem, jeden z pierwszych utworów w całości zagraliśmy z orkiestrą. Wtedy byliśmy pewni, że to jest dobra droga.
Koncertem kierował dyrygent?
– Tak, to było fajne i z drugiej strony naturalne. Wspólnie się uczyliśmy – dyrygent pokazywał wszystkie wejścia zarówno pierwszemu skrzypkowi, jak i pierwszemu DJ- owi.
Był pierwszy DJ?
– Tak. Było ich dziewięciu, więc można ich było liczyć od prawej albo od lewej strony (śmiech). Sami grali w różnych konfiguracjach – tworzyli między sobą mini zespoły kameralne korespondujące z orkiestrą. Działo się tam dużo ciekawostek – również w środku tych utworów.
Czy istnieje szansa, żeby ten projekt można było usłyszeć w Filharmonii Częstochowskiej?
– To już nie do końca pytanie do mnie. Jak będzie zaproszenie, z przyjemnością Częstochowę odwiedzę, tym bardziej, że sala Filharmonii po remoncie to miejsce do koncertowania na bardzo dobrym poziomie.
Jakie są twoje najbliższe plany muzyczne, nad czym teraz pracujesz?
– Pracuję nad nowymi rzeczami, nad rozwijaniem tego projektu. Cały rok zajęło mi pisanie dziewięciu utworów, które pojawiły się na koncercie Turntable Orchestry. Planem, które będę chciał zrealizować na koniec 2015 roku jest zrobienie koncertu na pełen skład orkiestry symfonicznej, z rozbudowaną sekcją dętą i dużą sekcją perkusyjną. Choć jest już konkretne zamówienie na premierę w listopadzie, na razie nie chciałbym jeszcze zdradzać szczegółów. Cieszę się, że w moim projekcie bierze udział kilku częstochowian. Współpracuje ze mną Max Mucha – częstochowski kontrabasista, realizator dźwięku Kazimierz Nitkiewicz i DJ Haem.
Á propos młody zdolnych – jako jedna z 12 osób znalazłeś się w kalendarzu Stowarzyszenia Przyjaciół Gaude Mater.
– Bardzo mi było miło brać udział w czymś takim i myślę, że bardzo dobrze to wyszło.
Jak wspominasz pracę modela? Musiałeś Marcinowi Szpądrowskiemu pozować.
– Nie powiem, żebym przepadał za tą formą sztuki, jaką jest modeling, ale przyłożyłem się i słuchałem pana Marcina, starając się robić to, o co mnie prosił. Mam nadzieję, że efekt jest w miarę fajny. Mnie się podoba.
Życzę Ci dalszych sukcesów i czekam na koncerty w Filharmonii Częstochowskiej.
– Bardzo byłoby nam miło projekt orkiestry gramofonowej przedstawić także w Częstochowie. Jest szansa, że się tutaj pojawimy