Nic o nas, bez nas. Tak dla Europy ojczyzn. Nie dla centralizacji UE

Rozpoczęcie procedury zmian Traktatów UE, a tym samym procesu zawłaszczania UE przez lewicowo-liberalną większość, staje się faktem. W planach jest rezygnacja z państw narodowych i budowanie bliżej nieokreślonej scentralizowanej struktury, zarządzanej z Berlina via Bruksela. Unia Europejska, do której wstępowaliśmy w 2004 r., ma zostać poświęcona na ołtarzu tzw. koniecznych reform, rzekomo usprawniających procesy decyzyjne, a de facto odbierających państwom suwerenność i decyzyjność.

Ma temu służyć likwidacja prawa weta w 65 obszarach, nowe kompetencje wyłączne i współdzielone, które i tak w istocie oddają pełnię władzy w ręce unijnej większości. Gra nie idzie o to, ile obszarów będzie wyłączonych z zasady jednomyślności lub ile kompetencji będących wyłączną domeną państw członkowskich zostanie przeniesionych na poziom UE – choć to też oczywiście ważne – ale przede wszystkim chodzi o ducha tych zmian. Wszystko wskazuje na to, że po to proponuje się tak radykalne zapisy, żeby w toku dalszych prac ich katalog nieco zmniejszyć i pokazać opinii publicznej, że osiągnięto sukces, ogólnounijny konsensus, bo zmiany nie są tak drastyczne, jak zakładano. Dlatego nie jest najważniejsze, czy prawo weta będzie zniesione w 65, 50, czy 20 obszarach, ale o sam fakt, że to przynależne każdemu państwu członkowskiemu prawo chce się odebrać. Nie można dać się zmanipulować. To nic innego jak propagandowa zasłona dymna, która ma uśpić czujność i odwrócić uwagę od istoty spraw.

Duch zmian Traktatów nie jest duchem proeuropejskim i prounijnym, ale antydemokratycznym i wzmacniającym nierówności. Tym samym zaprzecza idei integracji europejskiej, o której mówił chociażby Robert Schumann wskazując, że europejski duch oznacza bycie świadomym przynależności do kultury chrześcijańskiej rodziny i gotowym do służenia tej społeczności w duchu całkowitej wzajemności, bez żadnych ukrytych motywów hegemonii, bądź egoistycznego wykorzystywania innych. Zakładane zmiany przeczą wszystkim tym elementom, przyjmując za Spinellim, że sam fakt istnienia państw narodowych jest źródłem konfliktów i wojen. Zamiast Europy Ojczyzn, równych i suwerennych państw, proponuje się europejski sojusz, w którym większość będzie narzucała decyzje mniejszości. Nie po to w Europie upadł blok sowiecki, żeby teraz dobrowolnie pozwolić na budowanie kolejnego bloku, tym razem pod hegemonią Niemiec.

W czerwcu 2024 r. odbędą się wybory do Parlamentu Europejskiego. Sytuacja geopolityczna, a także nastroje społeczne w Europie wskazują, że konserwatyści rosną w siłę, co wywołuje frustrację wśród zwolenników zmian Traktatów, którzy dwoją się i troją, żeby przepchnąć je kolanem. W pierwszym półroczu 2024 r. prezydencję w UE będzie sprawować Belgia, a ta jest przychylna proponowanym zmianom. Początek nowego roku będzie więc kolejnym aktem w spektaklu, który gotują nam zacietrzewieni zwolennicy centralizacji UE. Stanowisko polskich europosłów zrzeszonych w Grupie Europejskich Konserwatystów i Reformatorów jest jasne od początku, dlatego w PE głosowałam przeciwko niekorzystnym zmianom Traktatów i w dalszym ciągu będę stać na straży suwerenności Polski, bo wiem, że w Parlamencie Europejskim mam obowiązki polskie. Nic o nas, bez nas.

Jadwiga Wiśniewska
Poseł do Parlamentu Europejskiego
Grupa Europejskich Konserwatystów i Reformatorów

źródło: Biuro Poseł do Parlamentu Europejskiego Jadwigi Wiśniewskiej