Tragedii nie ma, ale niedosyt jest – Podsumowanie roku 2021 – Włókniarz Częstochowa
Jaki był rok 2021 dla fanów żużla w Częstochowie? Najwłaściwszą odpowiedzią chyba będzie „średni”. Nadzieje na play-offy był duże, była świetna formacja juniorska i na papierze mocni liderzy. Włókniarz jednak skończył ligę na 5. pozycji i zimowanie rozpoczął wcześniej niż planował. Czego więc zabrakło? Przyjrzyjmy się bliżej temu, jaki był rok 2021 dla Eltrox Włókniarza Częstochowa.
Wypada rozpocząć od początku, czyli od transferów przeprowadzonych w przedsezonowym okienku. Tutaj nastąpiło kilka ważnych roszad, a średnia wieku częstochowskiej ekipy, bez cienia wątpliwości, sporo spadła. Pierwszym, z którym pożegnał się Włókniarz był Jason Doyle. Australijczyk, który rok wcześniej przychodził w glorii i chwale mając prowadzić lwy do największych sukcesów, mówiąc oględnie, nie spełnił pokładanych w nim nadziei. Co prawda były mistrz świata miał na swoim koncie kilka przyzwoitych występów, ale jednak przez większość część sezonu zawodził co, biorąc pod uwagę jego niewątpliwie niemały kontrakt, było na dłuższą metę nie do przyjęcia. Tak więc zarząd postanowił Doyle’owi szybko za współpracę podziękować, a on znalazł miejsce w Lesznie. Kolejnym, który opuścił klub po sezonie był syn marnotrawny częstochowskiej ekipy, Rune Holta. Podsumowując występy w 2020 roku norwega z polskim paszportem nie ma się nawet szczególnie do czego przyczepić. Był on kontraktowany z myślą o byciu tzw. „drugą linią” i z tego zadania raczej się wywiązywał. Dorzucał często w granicach 5-7 pkt. oprócz tego miewając pojedyncze lepsze występy. Jednak, jak mówi doświadczenie i fizyka, czas płynie niestety tylko w jedną stronę, a Holta młodszy się nie robi. Norwegowi zostały 2 lata do pięćdziesiątki, a co za tym idzie, nie jest to zbyt perspektywiczny jeździec. Holta odszedł do Rybnika, gdzie zresztą odjechał bardzo dobry sezon na 1-ligowych torach. No i na koniec Paweł Przedpełski, który występy notował podobne do Holty, ale nadzieje w nim pokładane były zdecydowanie większe. Z roku na rok dostawał kolejne szanse, ale niestety potencjału, który pokazywał chociażby jako junior we Włókniarzu, nie osiągnął. Inna sprawa jest taka, że Przedpełski mógł po prostu chcieć odejść do rodzinnego Torunia. Tam, swoją drogą, również poczynił progres w stosunku do ostatnich 2 lat jako lew, bo wykręcił średnią bliską 2 punktom na bieg.
Dziury powstałe po tych odejściach trzeba było jakoś załatać. Trzeba przyznać, że działacze z Michałem Świącikiem na czele podeszli do tematu zdecydowanie z myślą o przyszłości i postawili na bardzo perspektywicznych zawodników. Zacząć można od Bartosza Smektały, leszczyńskiego wychowanka i jednego z najbardziej utalentowanych juniorów ostatnich lat. Smektała był po pierwszym niezłym sezonie spędzonym w seniorskiej braci i prawdopodobnie szukał miejsca gdzie mógłby w pełni rozwinąć skrzydła. Doszedł do wniosku, że taką lokalizacją może być stadion przy Olsztyńskiej. Jeżeli o Smektale można mówić, że obok Dominika Kubery jest najlepszym leszczyńskim juniorem ostatnich lat, to w Rybniku numerem jeden młodych talentów był Kacper Woryna. To właśnie młodego ślązaka ściągnięto w okienku transferowym do Częstochowy i trzeba przyznać, że ten duet potencjałem naprawdę mógł imponować. Jeżeli obaj pojechaliby na miarę swoich talentów, to prawdopodobnie z przeciwników Włókniarza najczęściej nie byłoby czego zbierać. Pozostało uzupełnić skład o ostatniego z seniorów. Tutaj wybór padł dosyć niespodziewanie na równie młodego Jonasa Jeppesen, który jednak tak bogatej dotychczasowej kariery, jak wspomniani Woryna i Smektała, nie miał. Tak naprawdę jedyne, co do tego czasu na polskich torach osiągnął, to pojedyncze imponujące występy na 1-ligowych torach. Wpisywał się jednak dosyć dobrze w koncepcje młodego i długofalowego składu Włókniarza.
Na kolejny rok zostali liderzy biało-zielonych, czyli Fredrik Lindgren i Leon Madsen. Ten pierwszy co prawda miewał coraz więcej wahań formy, ale nadal można go było uważać za topowego zawodnika. O Madsenie powiedzieć, że jest ważny dla lwów, to jak nic nie powiedzieć. Duńczyk od kilku lat jest filarem, na którym opiera się tożsamość i forma częstochowskiego Włókniarza. Do tego dochodziła bardzo mocna, jeżeli nie najlepsza w lidze, formacja juniorska. Na jej czele stał Jakub Miśkowiak, a jako wsparcie dochodziła rywalizująca o ostatnie miejsce w „siódemce” para Świdnicki i Kowalski. Jak się później okazało rywalizację wygrał ten pierwszy. Tym wszystkim dyrygować miał Piotr Świderski, dla którego też ten sezon miał być wielką szansą na wypłynięcie na szerokie trenerskie wody.
Na papierze wszystko pięknie, ale przeszedł sezon i czar pięknych perspektyw raczej prysł. Dla porządku będę się w tym podsumowaniu trzymał chronologii meczów, a nie kolejek, gdyż jak wiadomo w żużlu wiele spotkań bywa przekładanych. Pierwszy mecz odjechany na własnym torze z Unią Leszno i od razu oprócz Leona Madsena i niezłych występów juniorów pozytywów trudno było szukać. No, ale jak to mówią, pierwsze koty za płoty, prawda? No w tym przypadku – nie. Tym razem mecz w Lublinie i znów porażka. Nie inaczej niż w pierwszym meczu, pretensji nie można mieć tylko do Madsena. W trzecim meczu w końcu przyszły pierwsze punkty. Przebudził się Fredrik Lindgren, a lwy, choć niezbyt przekonująco, pokonały na własnym torze Falubaz. Wydawało się, że może to być dobry prognostyk, a forma lwów zaczęła szybować w górę. Niestety zaraz potem używając nomenklatury pięściarskiej nokdaun, bo na Olsztyńską przyjechała Sparta Wrocław. Osłabiony absencją Taia Woffindena Wrocław bez problemów poradził sobie z Włókniarzem wygrywając na częstochowskim terenie 52:38, a ten mecz pokazał, jaka jest siła lwów bez dobrej dyspozycji Leon Madsena. Jedynym pozytywnym akcentem był występ Jakuba Miśkowiaka, który z meczu na mecz się rozkręcał i stawał jednym z najważniejszych ogniw biało-zielonych. Na szczęście po tym meczu zawodnicy Eltrox Włókniarza wzięli się w garść i wygrali kilka spotkań. Wyklarowała się też dziwna tendencja do tego, że częstochowianie prezentowali się lepiej na wyjazdach niż na własnym torze. Nie było też stabilności formy żadnego z zawodników, bo w każdym meczu ktoś inny zawodził, a ktoś inny punktował. Koniec końców Włókniarz jednak wygrywał mecz za meczem i sytuacja w tabeli zaczęła się poprawiać. Po czterech zwycięstwach z rzędu plan play-offów stawał się na powrót coraz bardziej realny. Sytuacja w tabeli układała się tak, że można było mówić o popularnym haśle „liga dwóch prędkości”. Faktycznie mimo tego, że Włókniarz regularnie punktował, to ścisk w górnej części tabeli był ogromny i wszystkie przewidywania wskazywały na to, że kluczowy może okazać się mecz w Gorzowie. „Mecz o play-offy” wygrała niestety Stal i sytuacja lwów bardzo się skomplikowała. Co prawda optymiści ze smykałką do matematyki próbowali jeszcze tworzyć scenariusze dające wymarzoną czwórkę Włókniarzowi, ale realnie po tym meczu częstochowianie swoim celom musieli powiedzieć melancholijne „arrivederci”. W samej końcówce na domiar złego biało-zieloni również prezentowali ambiwalentne występy, a co za tym idzie cud się nie wydarzył. Włókniarz skończył sezon na 5. miejscu.
Patrząc przez pryzmat występów i średniej jedynym wyróżniającym się seniorem był Leon Madsen, ale zaznaczając, że on również nie ustrzegł się gorszych meczów. Lindgren, Smektała i Woryna pojechali na podobnym poziomie, czyli raczej słabo, ale z pojedynczymi lepszymi meczami. Szczególnie od tego pierwszego oczekuje się zdecydowanie więcej. Odstawał Jonas Jeppesen, ale biorąc pod uwagę oczekiwania względem niego, zakładając różowe okulary i sprawdzając rok urodzenia duńczyka, kilka argumentów za tym, by dać jeszcze szansę, się znajdzie. Absolutnie fantastycznie spisała się formacja juniorska. Do Jakuba Miśkowiaka nie można mieć żadnych zastrzeżeń, wręcz przeciwnie, próbując sobie wyobrazić jak wyglądałaby jazda Włókniarza bez niego, trzeba wziąć kilka głębokich oddechów i naparzyć melisy, bo są to wizje iście apokaliptyczne. Naprawdę dobrze spisywał się też Mateusz Świdnicki, miewając występy, które świetnie wróżą na kolejne lata. Co ciekawe Michał Świącik zdecydował się dalej wierzyć we wszystkich zawodników i na kolejny sezon nie przeprowadził żadnych transferów. Taka dalekowzroczna wizja budowania składu, nie ma co ukrywać, jest spójna i miejmy nadzieje przyniesie oczekiwane efekty. Jedyne wzmocnienia miały miejsce w związku z powstaniem Ekstraligi U-24. W ostatnich tygodniach krystalizowała się kadra “Lwów” na te rozgrywki. Wiadomo już, że naszą drużynę będą reprezentować: Jonas Jeppesen, Mitchell Cluff, Maksim Sirotkin, Andriej Rozaliuk, Kajetan Kupiec, Kamil Król, Jakub Martyniak oraz Jordan Jenkins.
Rok 2021 był dla lwów przyzwoity, choć bez większych sukcesów. Pamiętając jednak jeszcze nie tak odległe lata warto też docenić, że pod kątem organizacyjnym klub wydaje się być prowadzony rozważnie i „z głową”. Nie słychać żadnych plotek o problemach finansowych, sporo jest inwestowane w infrastrukturę szkoleniową, a wśród młodzieży talentów jest co niemiara. To wszystko powoduje, że przyszłość Włókniarza maluje się raczej w jasnych kolorach. Miejmy nadzieję, że efekty zobaczymy już w 2022 roku, a tego właśnie częstochowskim żużlowcom życzymy.